Media Rodzina, Poznań 2014.
Klasyka awanturnicza
„Wyspa Skarbów” Roberta Louisa Stevensona należy do klasyki literatury czwartej, a znajomość tego tomu, jeszcze do niedawna obowiązkowa wśród młodych czytelników, pozwala na rozszyfrowanie wielu intertekstualiów we współczesnych powieściach przygodowych. Stanowić może również głos w dyskusji o przemocy w książkach la dzieci i młodzieży. Pokazuje, w jakie rejony zapuszcza się wyobraźnia uwolniona od cywilizacyjnych ułatwiaczy życia.
Ukryty skarb to motyw, który zawsze rozbudza ciekawość i zachęca do podejmowania wysiłku prowadzącego do spełniania marzeń. Tu nawet bardziej istotna staje się żądza posiadania. Jim Hawkins, młody bohater tomu, wyrusza na niebezpieczną wyprawę, a mapy i notatki starego kapitana podsycają jeszcze nadzieję na sukces. Tyle że świat piratów u Stevensona nie przypomina w niczym przyjaznych i bezpiecznych (w ostateczności – samoośmieszających się) środowisk z dzisiejszych bajek. Tu na porządku dziennym są krwawe potyczki, bunty i zemsty, walka na śmierć i życie. Szeregi piratów i ich wrogów przerzedzają się gwałtownie, a Hawkins jest świadkiem kolejnych zgonów. Jednak nie może rozpamiętywać ich zbyt długo, jeśli chce przetrwać. Skazany na szemrane towarzystwo, zdany jest jedynie na własne siły, pomysłowość i odwagę. Przypomina sobie również o znaczeniu honoru. W tomie pojawia się przebogata galeria „złych” postaci, pirackich indywidualności. Autor dba o stałe podtrzymywanie zainteresowania czytelników przez wierne odtwarzanie pirackich motywów – są tu i niewinne przyśpiewki, i pijatyki, spotkania w tawernach i próby ukrycia się przed dawnymi wrogami. Stevenson zapewnia odbiorcom portret piratów nieskażony jeszcze przez popkulturę, wolny od spłycających stereotypów i niebezpiecznych uproszczeń, portret, który ma zapewnić na czas lektury całkowite oderwanie od rzeczywistości.
Już sam awanturniczy ton powieści jest dzisiaj czymś rzadko spotykanym, a i niechętnie stosowanym przez współczesnych pisarzy – dostarczy zatem adrenaliny czytelnikom przygotowanym na tendencyjne rozwiązania fabularne. Dla Stevensona najważniejsza jest przygoda, i to przygoda w tradycyjnym rozumieniu, bez protez z humoru czy programowego optymizmu. Finału akcji relacjonowanej przede wszystkim przez Hawkinsa nie sposób przewidzieć, każda decyzja pociąga za sobą zmianę położenia bohatera i może wpłynąć na jego życie. Autorowi chodzi o to, by dostarczyć odbiorcom silnych – a dziś nawet ekstremalnych – przeżyć i zatrzymać ich w swojej rzeczywistości, wśród postaci pożyczonych do barwnej fabuły z prawdziwego życia.
System zachowań to kolejny, obok fabularnych rozwiązań, czynnik przypominający o dacie powstania powieści. Archaiczną akcję łagodzi znakomite tłumaczenie Andrzeja Polkowskiego, który stara się zachować literackość, ale też nie zmuszać odbiorców do nadmiernego zatrzymywania się na warstwie tekstu. Wystarczająco dużo trudności nastręczy im fachowe słownictwo. Przy lekturze tego przekładu pamięta się o obcowaniu z klasyką, ale nie ma bolesnego zderzenia z przebrzmiałą lekturą. Polkowski pozwala za to cieszyć się rzadko spotykanym dziś rytmem prozy. „Wyspa Skarbów” nie może zostać całkowicie uaktualniona, przełożona na dzisiejszy język potoczny – więc tłumaczy wybrał najlepsze z możliwych wyjść. Sposób wydania „Wyspy Skarbów” przypomina natomiast, że książka sama może być uznawana za skarb – ciężki i gruby kredowy papier uwypukla klasyczne ilustracje, których autorem jest Roberto Innocenti, zakładka i twarda oprawa pozwalają traktować tę publikację również jako sentymentalną podróż lekturową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz