środa, 16 kwietnia 2014

Małgorzata Thiele: Trzy panie w samochodzie, czyli sekta olimpijska

WNK, Warszawa 2014.

Radość życia

Dość wolno rozkręca się opowieść Małgorzaty Thiele „Trzy panie w samochodzie, czyli sekta olimpijska”, zupełnie jakby autorka nie wierzyła na początku w kreacyjną moc prozy. Wybór pozycji startowej też nieco ją ogranicza. Ale kiedy wreszcie historia się rozwinie, nie chce się jej do samego końca opuścić: i bohaterkom – oraz pomysłom – wiele można wybaczyć. Małgorzata Thiele nie ogląda się na schematy w literaturze obyczajowej, chociaż jej tom przesycony jest (włącznie z tytułem) erudycyjnymi literackimi nawiązaniami. Pretekst do takich zabaw zapewnia Marta, bibliotekarka rozmiłowana w książkach. Marta spotyka się z koleżankami ze szkoły i przystaje na szaloną ideę wyprawy do Portugalii. Samochodowa eskapada ma być dowodem odwagi i otwartości na przygody – i powinna uświetnić pięćdziesiąte urodziny bohaterek. Do tak wielkiego przedsięwzięcia trzeba się jednak przygotować – więc Marta, Bożena i Jolka trenują przed wyprawą do Olimpii. Wybierają się na kilka samochodowych wycieczek, żeby dowiedzieć się, jakie przygody mogą je spotkać w drodze. Spontanicznie pozwalają sobie na wszelkie zmiany planów, co zapewnia im nie tylko świetną zabawę.

Małgorzata Thiele na początku stawia niemal wyłącznie na językową kreację świata: sporo czasu zajmuje jej przekonanie bohaterek, że nie powinny stosować zdrobnień ani określać się mianem „dziewczynek”, dość szczegółowo przedstawia też relacje Marty z byłym mężem. Bardzo ostrożnie podchodzi do ewentualnych zmian w egzystencji postaci – zresztą Bożena i Jolka poza drobiazgami ingerencji nie potrzebują, a Marta z gotowości na nowe nie zdaje sobie sprawy. Narratorka poświęca sobie samej najwięcej uwagi, ale też w jej życiu musi wydarzyć się najwięcej.

I wydarza się w sposób niekonwencjonalny. Bohaterki przypadkiem odkrywają receptę na młodość – wcielają w życie każdy szalony impuls. Dzięki temu zyskają nowych znajomych, uporają się ze swoimi problemami i nieźle się zabawią. Małgorzata Thiele też może się cieszyć – ma szanse ukryć się za fasadą niepowieściowych konwencji i odnaleźć bardziej oryginalną metodę opowiedzenia o perypetiach (także sercowych) wreszcie szczęśliwych kobiet. „Trzy panie w samochodzie” mają fragmenty słabsze – ale te warto przeczekać dla fabularnych przyjemności, które autorka szykuje.

Zgnuśniała i rozwiedziona bibliotekarka dziwiąca się obyczajowemu rozpasaniu niespodziewanie dla siebie samej odnajduje szczęście. Thiele omija literackie koleiny i usuwa tworzącą podziały przeszkodę w postaci wieku bohaterki. Czasami wpada w pułapki naiwności, ale kreacja Marty zmienia się na lepsze. Cała książka utrzymana jest w krzepiąco-optymistycznym tonie, autorka sięga po rozmaite żarty, buduje ciepłą narrację, przy której przymyka się oko na irytujące przyzwyczajenia pań. Tom dobrze wpisuje się w serię Babie lato – dla odbiorczyń będzie to kolejne rozrywkowe czytadło, bogate w literackie nawiązania i odkrywcze możliwości opowiadania o drodze do szczęścia. Marta i jej koleżanki na początku raczej nie wzbudzą zainteresowania. Jednak chociaż na starcie przegrywają z bardziej przebojowymi bohaterkami, z czasem wciągną odbiorczynie do swojego świata i udowodnią, że zawsze warto walczyć o realizację marzeń. Thiele rozprawia się z mitem niezaradnych i mało ambitnych kur domowych, jednocześnie otwierając przed bohaterkami szansę na młodzieńczą beztroskę i radość życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz