Albatros, Warszawa 2014.
Pieskie życie
Kiedy obyczajówka zostaje zbudowana na motywie rodem z bajki lub kina familijnego, to zawsze budzi obawy odbiorców. Powieść, która imituje normalność, nie powinna powstawać na bazie anormalnej sytuacji. Ale Linda Frances Lee wychodzi obronną ręką z historii o młodej wdowie, której mąż trafił jako dusza do ciała psa po śmiertelnym wypadku. Narrację prowadzą na przemian oboje – Emily, która musi się uporać z prozaicznymi problemami po śmierci niewiernego męża i Sandy, teraz Einstein – brzydki i stary pies pamiętający o wszystkich swoich przewinieniach jako człowieka. Emily pracuje w zawodzie redaktorki w wydawnictwie, ma zbuntowaną młodszą siostrę i musi wyprowadzić się z mieszkania, które kiedyś obiecał jej Sandy, a którego zwrotu domaga się antypatyczna teściowa. Einstein nie do końca wie, czy powinien zaopiekować się żoną i uchronić ją przed błędami, czy raczej ukarać i obserwować jej klęskę. Przekonuje Emily do biegania – a to zmienia wszystko.
Emily i Einstein bez trudu się porozumiewają: poszczególne szczeknięcia i zachowania psa Emily bezbłędnie interpretuje. Einstein z kolei poświęca jej znacznie więcej czasu i dostrzega cechy, o których wcześniej nie miał pojęcia. Wciąż czuje się człowiekiem, chociaż nie udało mu się zachować ludzkiego życia. Na początku oboje zastanawiają się nad historią małżeństwa – powracają pamięcią do pierwszych zauroczeń i spotkań. Potem Emily odkrywa liczne zdrady męża, a Sandy – jako Einstein – przypomina sobie, że chciał się rozwieść i że Emily już go irytowała. Czytelnicy otrzymują też sporo informacji na temat środowisk, w których obraca się Emily – opowieść o jej matce, wojującej feministce, czy decyzje wydawnicze osadzają powieściowy świat w rzeczywistości – i pozwalają zaakceptować nietypową sytuację z psem. Zresztą obecność Einsteina to często powód do drobnych żartów. Dwie narracje Lee przerywa jeszcze fragmentami książki Emily – który to temat również w pewnym momencie pojawi się jako ważny składnik fabuły.
W tomie nie ma wzruszających opowieści o przyjaźni człowieka i zwierzęcia, ani też scen rodem z filmów rodzinnych. Einstein nie jest słodkim pieskiem, któremu wszystko można wybaczyć – ma swoje zdanie, a śmierć nie zmienia charakteru Sandy’ego na tyle, by dbał wyłącznie o dobro kobiety. Rodzi się jednak między Emily i Einsteinem porozumienie i zrozumienie, ważne dla fabuły oraz dla ocieplenia charakteru książki. Linda Francis Lee poza pomysłem konstrukcyjnym na książkę ma jeszcze całkiem sporo do powiedzenia o życiu swoich postaci – wypełnia ich przeszłość i teraźniejszość w stopniu, który przekraczałby oczekiwania czytelniczek – to element powieści, za który warto autorkę docenić. Emily nie żyje w próżni, wyobcowanie czeka za to Sandy’ego, który, bez względu na chęci, musi stać się częścią świata, od jakiego uciekał.
Naiwna i piękna, a do tego bezbronna kobieta nie została tu ukazana stereotypowo. W portrecie Emily Lee odnajduje wiele różnych tonów. To jedna z bohaterek, które muszą stawić czoła piętrzącym się przeciwnościom losu – ale formy walki należą do równie oryginalnych, jak same przeszkody. Autorka dostarcza czytelniczkom powieść barwną i urzekającą zwyczajnością bez względu na istnienie bohatera spoza realiów. Najważniejsze, że wyjściowy pomysł nie spycha tej powieści do bezwartościowych czytadeł rozrywkowych. Lee kusi wielowątkowością i prezentacjami swojej bohaterki. Jest przywiązana do Emily, ale nie chce za jej sprawą budzić prostych wzruszeń. Dostarcza opowieści krzepiącej i optymistycznej w oderwaniu od stereotypowych czy baśniowych zakończeń. Udowadnia, że swoją postać lubi mądrze i bez sentymentu, dzięki czemu przestrzeń, do której zaprasza odbiorczynie, wolna jest od przesady oraz przewidywalności. „Emily i Einstein” to sympatyczna opowieść o budowaniu sobie życia na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz