Marginesy, Warszawa 2014.
Klucz i obserwacje
Kira Gałczyńska nie tworzy powieści: „Jeszcze nie wieczór” to bardziej rozbudowane opowiadanie, przynajmniej pod kątem fabularnym. Nie ma tu specjalnych intryg i pomysłów na rozwój akcji, zresztą o samej akcji też dość trudno mówić, bo osią tomu są szpitalne perypetie bohaterki. Sonka urodzona w latach wojny próbuje odnaleźć się w dzisiejszym świecie, ale nie ma na to czasu – ląduje w szpitalu i tak zaczyna się wyłapywanie absurdów polskiej służby zdrowia. Sonka trafia do kolejnych lekarzy, bardziej lub mniej kompetentnych – i musi godzić się z warunkami traktowania pacjentów. Musi też znosić irytującą często obecność innych chorych, nie zwracających uwagi na cudze potrzeby. Powodów do narzekań i bezsilnej złości będzie mnóstwo, czemu w zasadzie trudno się dziwić. Sonka przyzwyczajona do wysokiego standardu życia nie chce zmieniać przyzwyczajeń. Tymczasem trwa walka o jej nogę – kolejne operacje uświadamiają bohaterce kruchość życia i niemal przyzwyczajają do ciągłego cierpienia. Kiedy Kira Gałczyńska raz położy Sonkę do szpitalnego łóżka, chwyta się tego wątku i nie szuka innych sensacji. Szpital dostarczy jej rozgoryczeń w nadmiarze.
Sonka ma czas, żeby powracać myślami do przeszłości. Jednak fizyczną niemoc przenosi na psychikę: jej retrospekcje zaczynają zamieniać się w festiwal pożegnań. Na kartach tomu „Jeszcze nie wieczór” pojawiają się sylwetki znanych aktorów czy pisarzy, krótkie charakterystyki (niewykraczające poza powszechną wiedzę, Sonka mogłaby równie dobrze mówić to samo bez prywatnych znajomości – tyle że wtedy nie miałaby szansy na chwalenie się towarzystwem). Bez przerwy daje się tu wyczuć smutek ostatecznych rozstań i pożegnań – wyłącznie po to wywołuje autorka postacie z kręgu kultury masowej. „Jeszcze nie wieczór” to rodzaj requiem.
Do tego dochodzą recenzje współczesnej kultury popularnej i mody. Gałczyńska chce być satyrykiem, ale jej ironia zbyt przepojona jest goryczą, by wywoływała śmiech. Autorka jawi się jako uważna obserwatorka otoczenia, a miejscami zamienia się i w surową recenzentkę, która daje upust złości wobec rozmaitych pomysłów wydawniczych. Odwołuje się do głośnych tytułów, które znać trzeba – i prezentuje na ich temat własne zdanie. Rodzi się jednak pytanie o sens takich mikrorecenzji – gdyby miały one kształtować opinię publiczną, musiałyby zostać bardziej subtelnie wprowadzone do tekstu, bo jednak czytelnicy nie przepadają za podręcznikowymi i tendencyjnymi wykładami w beletrystyce. Jeśli Gałczyńskiej chodziło po prostu o utrwalenie własnych reakcji, również miała szansę przemycić je atrakcyjniej.
Cała zabawa z „Jeszcze nie wieczór” ma prawdopodobnie polegać na szukaniu klucza, według którego autorka zaszyfrowała bohaterów. Sama uprzedza, że nawet w realne, przedstawione z imienia i nazwiska sławy nie wolno do końca wierzyć – bo i one zostały przekształcone zgodnie z wymogami sztuki literackiej. Pozostaje jednak pytanie, czy ktoś spoza kręgu znajomych Kiry Gałczyńskiej będzie chciał zagłębiać się w prywatny dla autorki świat, by rozwiązać łamigłówkę, która nie ma przełożenia na fabułę. Gałczyńska skupiła się na chowaniu postaci za literackimi sobowtórami i nie wystarczyło jej energii na wplątanie ich w żywiołowe działania. „Jeszcze nie wieczór” ma za to wymiar publicystyczny: pokazuje, co wydarzyło się w kraju i co mogło zaprzątać bohaterów z rzeczywistości pozaliterackiej. Przy starannej (nawet w miejscach, które prosiłyby się o kolokwializmy) narracji, Kira Gałczyńska zapomniała o właściwym rozkładzie tekstowych napięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz