PWN, Warszawa 2013.
Brudne pieniądze
„System” powstał jako średnia oczekiwań dwóch grup odbiorców: czytelników złaknionych sensacji i kryminalnego doprawienia szarej codzienności oraz czytelników czekających na pogłębienie gazetowych artykułów. Bertold Kittel na początku skłania się ku tym pierwszym, ale szybko porzuca ich dla suchych zbieranych informacji. Inaczej mówiąc: znajduje ważne tematy i wiadomości, które mogłyby wstrząsnąć odbiorcami, ale po wstępie nie troszczy się już o formę ich podania, nie potrafi przełożyć emocji dziennikarza śledczego na sam tekst. I tak „System” staje się zbyt suchy i zbyt oderwany od zwyczajności, by stał się lekturą wciągającą dla niezainteresowanych tematem. Kittel koncentruje się na polityce – zagłębia się w szczegóły, które nie będą oddziaływać na zbiorową wyobraźnię – a tym samym też zawęża zakres publiczności.
W „Systemie” funkcja informacyjna dominuje. Autor przygląda się nadużyciom w śmieciowym biznesie, aferom, przestępstwom i nielegalnym wysypiskom czy składowiskom toksycznych odpadów. Przy takim temacie i takim materiale włos powinien się jeżyć na głowie. Nie jeży się, bo nie pozwala na to sposób prezentowania czy analizy konkretnych scen. Tematyczny thriller Kittel zamienia na niekończące się rozmowy i dyskusje o decyzjach politycznych i aferach korupcyjnych. Nie sprawdza natomiast, jaki wpływ na zwykłych ludzi mają „mafijne” utarczki. Owszem, da się to z lektury wywnioskować – ale wtedy „System” nie trafi do szerokich kręgów czytelników.
Kittel ukrywa też przed odbiorcami same metody zdobywania informacji. Kiedy sobie przypomina o kulisach powstawania reportaży ze Śląska, uchyla rąbka tajemnicy i pozwala z zainteresowaniem śledzić opowieść. Ale i wtedy zapomina o budowaniu dramaturgii. Długo rozpisuje się na temat imprezy pożegnalnej tajnych agentów (wyraźnie rozsmakowując się w fakcie, że mógł tę imprezę niezauważony nagrywać), ale nie zdobywa w ten sposób żadnych istotnych materiałów, a wyłącznie na sensacji filmowania zabawy nie da rady podbijać zainteresowania. W samych reportażach Kittel zupełnie zapomina o zwyczajnych ludziach. Nikt, kto nie ma powiązania ze światem przestępczym i śmieciowym biznesem, nie mieści się w obszarze jego poszukiwań. To oddalenie od normalności i wejście na grunt bezdusznej polityki sprawia, że do „Systemu” nie zajrzą ci, którzy motywu afer wśród rządzących mają dosyć. „System” to reportaż wysuszony, pozbawiony myśli o szerokich grupach odbiorców i przygotowany tylko dla naprawdę zaangażowanych w temat gospodarowania odpadami. Zagadnienie samo w sobie jest i ważne, i ciekawe – a w realizacji Kittela jakoś nie oddziałuje na odbiorców. Wypala się, zanim jeszcze kogokolwiek przekona do działania. Autor wyizolowuje siebie z codziennego życia, liczy się tylko każdy kontakt z osobami odpowiedzialnymi za śmieciowe problemy – za to rozmowy o polityce pełne są detali, nawet mało istotnych z punktu widzenia przeciętnego czytelnika. Nie ma w „Systemie”, i być może wcale nie miało być, życia oraz wpływu śmieci na codzienność. Pozostała tylko warstwa, która zwykle jest odbiorcom niezbyt dostępna – ale też o którą niewielu odbiorców przeważnie zabiega. U Kittela pojawia się mniej znane spojrzenie na temat gospodarowania odpadami i możliwe w związku z tym nadużycia – ale to spojrzenie ucieka od beletrystyki i literatury faktu w stronę beznamiętnego rejestrowania niekończących się dyskusji. Kto lubi wskazywanie sensacji, ten z książki „System” może być zadowolony. Jednak jeśli ktoś wybrałby chętnie lekturę z dreszczykiem, prawdziwą a zbliżoną do kryminału – może się zawieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz