sobota, 7 grudnia 2013

Neil Gaiman: Na szczęście mleko

Galeria Książki, Kraków 2013.

Niezwykłe przygody

Takie nawarstwienie przygód nie zdarza się codziennie. A jednak kiedy tata wyszedł do sklepu po mleko, został porwany przez kosmitów i wpuścił na ich statek kontinuum czasoprzestrzenne, przeżył więcej niż niejeden bohater literacki. Na szczęście nie zgubił kartonu mleka ani podczas spotkania z groźnymi piratami, ani podczas podróży w czasie, ani podczas wizyty u dzikiego plemienia szukającego ofiary, by przebłagać bogów wulkanu, ani nawet podczas dyskusji z wampirami. Lub kucykami. Wyraźnie widać, że tata miał prawo się trochę spóźnić i cud, że ze wszystkich emocjonujących wydarzeń wyszedł cało, i to razem z mlekiem, które ofiarnie chronił.

„Na szczęście mleko” to literacki triumf wyobraźni i humoru, a do tego także parodystyczny popis lekturowy. Neil Gaiman wykorzystuje motyw zmyślania historii dla rozrywki najmłodszych – wszyscy, łącznie z bohaterami, doskonale zdają sobie sprawę z umowności sytuacji oraz z faktu, że żadna z prezentowanych przez tatę sensacji w rzeczywistości nie miała miejsca. To nie przeszkadza w cudownej zabawie, która jest jednocześnie przeglądem kreatywnych i przesadzonych wariacji na temat znanych w sztuce motywów. Tata nie pomija ani podróży w czasie, ani tajemnic, ani literaturowych niebezpieczeństw, chce cały czas nawiązywać do tomów fantasy i książek przygodowych. Wybiera te wątki, które już się zużyły – i nadaje im blasku za sprawą hiperbolizacji. Gaiman w „Na szczęście mleko” pokazuje, co może się stać, gdy nie ma konieczności zachowywania realistycznego kształtu fabuły, przy pozostawieniu wewnętrznej jej logiki. Każe tacie doświadczać przygód, w które już nawet dzieci nie uwierzą i ze wspólnej niewiary czyni punkt wyjścia do wspaniałej zabawy.

Inspiracją dla taty w powieści są rysunki i wymagania dzieci (stąd na przykład absurd płynący z pojawienia się w historii kucyków) – ale w warstwie intertekstualnej to pomysły innych autorów, zwłaszcza klasyków literatury przygodowej, ożywają w wyolbrzymionej wersji. Chodzi o to, żeby przez hiperbolizacje przenieść się w świat absurdu – tam najłatwiej będzie budzić śmiech. Bo Gaiman od początku nie ukrywa, że lubi żartować, nawet normalne i codzienne sytuacje przekuwa w dowcip (co to są łyżki?), dzięki czemu nigdy się nie nudzi i może przychylnie do lektury nastawić młodszych i starszych odbiorców. Bo chociaż „Na szczęście mleko” to tom kierowany do dzieci, dorośli też bardzo się nim ubawią. Więcej: maluchy docenią zwłaszcza akcję, szybkie zmiany scenerii i kolejnych wrogów. Dorośli natomiast zwrócą uwagę przede wszystkim na dowcip: Gaiman jawi się tu jako mistrz ironii, prześmiewca i parodysta, autor bardzo świadomy warsztatu i tradycji literackiej, skłonny do wygłupów i zaskakujących puent. Umiejętnie operuje chwytami satyrycznymi, a przy tym nie zapomina o fabule tomu. „Na szczęście mleko” to jedna z tych pozycji, które chce się przedstawiać każdemu jako dowód na potencjał komiczny tkwiący w literackich stereotypach.

Chris Riddell tworzy tu rysunki przesadnie dopracowane. Dba o każdy detal, przez co łatwiej mu przenosić odbiorców do kolejnych miejsc i czasów. Do tego ilustrator proponuje zabawny kontrast między kreską naśladującą styl wiktoriański a tematyką grafik. Zdarza się też, że rysunki uzupełniają narrację i funkcjonują jak opis – bo Gaiman unika tekstowych dłużyzn, jego postacie są przez cały czas w ruchu i ani na moment nie tracą z pamięci swoich celów. „Na szczęście mleko” to lektura rozrywkowa i prześmiewcza, ponadczasowa, a poza tym również niezwykła, o czym przekona się każdy czytelnik bez względu na wiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz