Znak, Kraków 2013.
Dopisek do kariery
Krzysztof Materna o swoim życiu opowiada spokojnie. Nie zamierza pisać autobiografii, sam jest zresztą niespecjalnie przekonany o sensie dzielenia się własnymi przeżyciami ze społeczeństwem. Ale po serdecznym przyjęciu tomu duetu Mann-Materna przyszła kolej na solowe wyznania. Krzysztof Materna podchodzi do tego zadania z pokorą i bez specjalnego nastawienia na rozśmieszanie. Woli raczej dzielić się z odbiorcami przeżyciami i doświadczeniami, ciekawostkami z artystycznego życia. Skupia się zatem na wycinku egzystencji, który obejmuje pierwsze doświadczenia konferansjerskie, wojsko i pracę w branży rozrywkowej. Celowo pomija wątek pracy z Wojciechem Mannem. Tu najważniejsze stają się jego przeżycia – te, których nie znają widzowie, a jedynie bliscy. Materna oczywiście przedstawia kulisy zawodu, a nie zagłębia się we własną prywatność. Zresztą artystyczna codzienność dostarcza mu i tak sporo tematów do omawiania. Tom „Przygody z życia wzięte” napisany został z poczuciem humoru, ale bez fajerwerków śmiechu, bo Materna nie chce w zwierzeniach przybierać roli błazna. Dystansuje się za to od rzeczywistości, stara się wypracować obojętny ton opowieści.
Migawki z koncertów i z telewizji, czasy studenckie, szukanie własnej życiowej drogi, epizod z Davidem Copperfieldem, piłka nożna Materna wspomina współpracę z największymi sławami i prezentuje swoje w tym wszystkim miejsce. Nie kreuje się na gwiazdę, w książce popularność interesuje go najmniej – zapewne dlatego tak chętnie przygląda się czasom, w których nikt go nie znał i nikomu nie przyszłoby do głowy zadawać mu pytania o anegdoty z biografii.
Materna w tej książce jest gawędziarzem, który chce dostarczać odbiorcom rozrywki i jednocześnie podzielić się z nimi co ciekawszymi fragmentami przeszłości. Podejmuje tematy nieznane szerokiej publiczności i postrzegane z własnej specyficznej perspektywy. Zaangażowanie nie wyklucza tu sarkazmu, ale Materna nie nadużywa tego środka w opowieści. Zupełnie jakby możliwość spisania „na poważnie” humorystycznych doświadczeń była bardziej kusząca od dodatkowych żartów. Autor nie sprzedaje anegdot jak showman, raczej po prostu nadaje kształt swoim wspomnieniom. Wprowadza w nie odbiorców z lekką niepewnością, jakby przepraszająco i bez nadziei na wzbudzenie entuzjazmu. Z drugiej strony funkcjonuje tu Materna jako postać rozpoznawalna, medialna osobowość, która w prywatnych zapiskach o drodze kariery nie musi się już silić na żarty, żeby kupić publiczność. Materna rezygnuje z komizmu i „twórczości” by nie przyćmiewać swoich nieznanych odbiorcom przeżyć i nie tłumić oryginalnej ścieżki kariery. Tym razem istotne jest zaspokajanie ciekawości fanów, czy też chęć wyjaśnienia kilku epizodów. Materna nie musi przecież chwalić się współpracą z wybitnymi artystami: przyjęta przez niego perspektywa sprawia, że może za to pokazać czytelnikom swoje przeżycia i emocje sprzed lat. W ten sposób uniknie zarozumiałości i usprawiedliwi oddalenie się od konfesyjnego tonu. Materna wybiera bowiem swoje interpretacje wydarzeń, w których brał udział, proponuje dopisek do tego, co znają (lub nie) jego fani – i to dopisek ważny, bo dotyczący pobocznych aspektów artystycznego rzemiosła.
Czytelnikom spodobać się może konkretność przeżyć i to, że Krzysztof Materna bez trudu nazywa i charakteryzuje własne stany emocjonalne z przeszłości. Dzięki temu łatwo wyobrazić sobie, jak odbierał kolejne przygody. Ciekawy jego portret uzyskuje się również niebezpośrednio, z charakterystyk kilkorga bliskich i sławnych znajomych. Nie inni opisują Maternę, a Materna opisuje innych – to zabieg dobry przy „zawodowej” autobiografii, a i rzadko spotykany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz