Czarne, Wołowiec 2013.
Życie przez detal
Dla fanów Marleny Dietrich i dla łowców ciekawostek jest dobry reportaż Angeliki Kuźniak „Marlene”. To historia budowana z detali, a właściwie wycinek biografii wielkiej artystki opierający się na polskich tropach. Notes, w którym znalazło się kilka polskich nazwisk, dokumenty oraz wspomnienia ludzi, którzy pracowali z Marleną Dietrich to nie tyle próba odtworzenia przygotowań do występów, ale chęć pokazania sławy z innej strony. Tu Marlena Dietrich widziana od kulis staje się zwykłym człowiekiem. A mimo to wciąż uwodzi odbiorców i zachwyca ich tajemniczością. Angelika Kuźniak poszukuje, jakby kierowana ciekawością, najmniej oczywistych spostrzeżeń, spotkań, które mogłyby uzupełnić obraz bohaterki – i przy okazji rozbudzić wyobraźnię czytelników. A że przy okazji pisze z autentycznym zainteresowaniem, może na nowo trafiać do publiczności.
O czym pisze Kuźniak? Między innymi o organizowaniu koncertów, o przyjęciu Dietrich przez niemieckich odbiorców, o bliskich współpracownikach. Odnotowuje zwyczaje i wymagania artystki – co ciekawszym szuka uzasadnienia. Nie zapomina o reakcjach mediów i fanów: przytacza fragmenty audycji radiowych i korespondencję. Stara się koncertową codzienność przedstawiać bardzo szczegółowo – na podstawie zdjęć buduje całe opisy wystroju pokojów hotelowych. Chętnie stosuje czas teraźniejszy, jakby w ten sposób chciała jeszcze bardziej przybliżyć Dietrich czytelnikom: dzięki temu zabiegowi bohaterka tomu ożywa, jej rozterki i małe troski zaczynają się liczyć. To podejście Kuźniak zgadza się z perfekcjonizmem Dietrich. Autorka decyduje się na raportowy styl, posługuje się krótkimi i konkretnymi zdaniami. W „Marlene” nie ma miejsca na poetyzowanie czy analizy występów, fragmenty recenzji i opinie krytyków. To, co dzieje się na scenie, zupełnie się nie liczy – przegrywa z fascynującym dla zwykłego odbiorcy zamieszaniem wokół organizacji samych koncertów. Są za to zapiski z dzienników bohaterki, jej listy i wypowiedzi osób, które z Marleną Dietrich zetknęły się przy okazji tras koncertowych. Kuźniak szuka tych, dla których nie ma przeważnie miejsca w wielkich biografiach i na afiszach, nie koncentruje się tylko na oddanych fanach: chętnie słucha zwykłych współpracowników, a nawet tych, którzy do Dietrich odnosili się z niechęcią. „Marlene” jest zestawem ocen z różnych perspektyw.
Budowanie tego zwięzłego reportażu polegało nie tylko na zbieraniu drobnostek, ale i na selekcji dostępnych materiałów. Angelika Kuźniak stworzyła opowieść-dopełnienie biografii, bez konieczności dopowiadania życiorysu. Część anegdot i informacji pomysłowo przerzuciła do kalendarium, które stało się dzięki temu miłym dodatkiem do lektury. Autorce udała się trudna sztuka: jednoczesne sugerowanie przerażającej dokładności i skrupulatności w opisywaniu zaplecza wydarzeń oraz – skrótowość, przeskakiwanie między tematami i pomijanie powszechnie dostępnych faktów. Właśnie swoimi wyborami i autorskimi decyzjami zyska przychylność czytelników – bo „Marlene” zmienia się dzięki tym zabiegom z dokumentu w literaturę. Zwłaszcza dziś dla części odbiorców przestaną się liczyć fakty z życia dawnej gwiazdy, a zacznie – portret psychologiczny bohaterki, odtwarzany wiernie z jej zachowań, gestów i decyzji. Angelika Kuźniak daje czytelnikom satysfakcjonującą publikację – która doczekała się już drugiego wydania. „Marlene” stanowi próbę poznania artystki przez przegląd odrzucanych przeważnie wiadomości z jej archiwum. Udowadnia, że odpowiednio zestawione dane, choćby marginalne, też mogą złożyć się na frapującą całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz