Wielka Litera, Warszawa, Merlin.
Seks bez przerwy
Seks dobrze się sprzedaje. Na rynku wydawniczym mnożą się powieści, w których to, co dawniej tylko dyskretnie sugerowane, wybija się na pierwszy plan, nie zostawiając czytelniczkom pola popisu dla wyobraźni. „Trzy dziewczyny, trzy randki, trzy łóżka” – to tom, który wpisuje się w ten nurt, a Ewa Rajter całą fabułę układa tylko po to, by móc opisywać sceny seksu. W dodatku niespecjalnie różniące się od siebie – ot, jego nabrzmiewająca męskość i kolejne uderzenia. Autorka różnicuje pod względem charakteru i temperamentu bohaterki, ale w scenach łóżkowych zmienia tylko miejsca, całą resztę za każdym razem opisując podobnie i nawet używając podobnych sformułowań. Na seks postaci się tu nie czeka: wiadomo, że zdarzy się szybko i będzie się powtarzać co parę nocy z różnymi mężczyznami. Na marginesie: bohaterki nie uważają się za kobiety rozwiązłe, sugerują za to, że skoro mężczyznom wybacza się erotyczne podboje, one mają prawo do tego, żeby się zabawiać. Seks to dla nich zabawa bez konsekwencji.
Zasada jest prosta: Zuzanna, Marta i Anka umawiają się z kolejnymi facetami, ale nigdy nie więcej niż trzy razy. Po trzech randkach (co jest równoznaczne z trzema upojnymi nocami) mogłyby się niebezpiecznie przywiązać do partnerów (albo, co gorsza, partnerzy do nich). Po trzeciej randce mogą się za to wymieniać zdobyczami i szukać dalej następnych wrażeń. Mężczyźni traktowani są bardzo instrumentalnie, a kobiety nie wierzą w miłość, lub panicznie boją się zaangażowania. Nie wiadomo, czy Ewa Rajter chce pokazać triumf ciekawości, czy alternatywę wobec monogamii – wiadomo za to, że chodzi jej o to, by do krótkiej powieści upchnąć jak najwięcej rozbieranych scen. Żeby to zrobić, tworzy dość dokładne charakterystyki trzech przyjaciółek i na tym właściwie kończy operacje na fabule. Wykorzystuje jeszcze tylko jedną intrygę – ale niestety bardzo przewidywalną i od pierwszego słowa czytelniczki będą wiedziały, na czym polega problem i jak się rozwiąże. Tym, które sięgną po „Trzy dziewczyny” dla warstwy erotycznej, nie powinno to przeszkadzać.
Tylko że autorka i w sferze seksu niespecjalnie imponuje narracją. Po pierwsze – ogranicza ją terminologia: Rajter nie zamierza być wulgarna, szuka ostrożnych określeń i stara się przypodobać wszystkim, więc rezygnuje z powieściowej kamasutry na rzecz jednego schematu. Zdarza jej się od czasu do czasu rzucić kilka okrągłych zdań na temat postaw bohaterów, ale brzmi to jak próby umoralniania (lub wplatania do narracji psychologicznych mądrości, które nie sprawdzają się w tym kontekście).
Kiedyś przymykanie przez narratorów oczu na to, co działo się za drzwiami sypialni, budziło wzmożone zainteresowanie odbiorczyń i nadzieję na to, że kiedyś uda się podejrzeć erotyczne doświadczenia postaci. Teraz, gdy autorzy koncentrują się na seksie, część czytelniczek zacznie tęsknić za porządną fabułą. Okazuje się bowiem, że poświęcanie uwagi scenom seksu wiąże się z zarzuceniem pracy nad kształtem samej historii. Erotyka w powieściach rozrywkowych wyraźnie kłóci się z literackością i fabularnymi rozgałęzieniami. Mało tego: przestaje dostarczać rozrywki i jednokierunkowość wysiłków bohaterów (i autorów) oddala lekturową przyjemność. I tak to, co pozornie miało być naprawieniem powieściowych niedoskonałości, wyrażone wprost staje się mordercze dla akcji i czytelniczych przeżyć. Chyba że ktoś lubi wyłącznie rozerotyzowanie i nie potrzebuje do tego żadnych dodatków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz