czwartek, 10 października 2013

Mirosława Kareta: Kolorowe szkiełka

Zysk i S-ka, Poznań 2013.

Zastępcza miłość

Rozwinęła się twórczo Mirosława Kareta i to tak, że o jej tomie „Kolorowe szkiełka” czytelniczki szybko nie zapomną. Wystarczyło odejście od powtarzanych do znudzenia w obyczajówkach scenariuszy, by odkryć zupełnie nowy świat, bardzo atrakcyjny, zwłaszcza że niewolny od silnych wzruszeń z gatunku tych mniej oczywistych. Autorka uniknęła błędów sentymentalizmu czy nadmiernej uczuciowości, a przed swoją bohaterką stawia liczne wyzwania. I udaje jej się bardzo przywiązać czytelniczki do Marty – kobiety, która jakoś nie potrafi ułożyć sobie życia.

Trzydziestoletnia Marta ma trzeciego narzeczonego i sporo energii. Nie poddaje się łatwo, nie łapie chandr i ogólnie całkiem nieźle sobie radzi, chociaż na przykład założenie rodziny to wciąż mglista przyszłość. Pewnego dnia Marta zaprasza do siebie na pączki kilkulatka, pozostawionego samemu sobie syna sąsiadki-narkomanki. U dziecka uzyskuje przezwisko „Pączek” i nawet nie wie, jak wielki wpływ będzie mieć to spotkanie na całą jej egzystencję. Bo matkę Adriana i jej konkubenta zabiera w końcu policja, a chłopiec od rodziny zastępczej próbuje ciągle uciekać do ukochanego Pączka. Marta tęskni za dzielnym maluchem i nawet nie ma zbyt wiele czasu, by przejmować się rotacjami mężczyzn u jej boku.

W „Kolorowych szkiełkach” silnie rozbudowane są społeczne więzi. Kareta charakteryzuje sąsiadki Marty, ich rodzinne problemy i stopień zaangażowania w sprawy bliźnich, komplikuje też teraźniejszość rodzicom kobiety. Stała jest tylko niesłabnąca sympatia Adriana – dodająca Marcie sił w walce o cudze dziecko. Wśród ciekawych portretów psychologicznych pojawia się między innymi obraz mądrej sędziny, ale i zupełnie od siebie różne typy partnerów Marty. Wiele postaci wchodzi w orbitę Marty i Adriana, a Mirosława Kareta potrafi je celnie sportretować, tak, że książka staje się bardzo wyrazista i ciekawa nie tylko ze względu na pierwszoplanowe relacje.

Adrian nie budzi w Marcie uczuć macierzyńskich, Kareta nie idzie zatem w ślady Jodi Picoult i nie przedstawia zaciekłej walki o dziecko. Marta kieruje się przywiązaniem do chłopca i przyjaźnią – co pozwala unikać banalnych wzruszeń, a równocześnie wyklucza obojętność we wzajemnych stosunkach. Udało się autorce zaprezentować mądrą miłość, uczucie, które ma na celu w pierwszej kolejności dobro dziecka. A przecież nie znaczy to, że w „Kolorowych szkiełkach” zabraknie siły uczuć. Szczera i wyrazista relacja między Martą i Adrianem nieco dalej spycha kwestie „romansowe”, to jest kolejne związki Marty. Autorka może dzięki przesunięciu uwagi czytelniczek ominąć pułapki romantycznych fabuł w optymistycznych obyczajówkach i postawić na bardziej życiowe rozwiązania. Nie będzie tu szałów namiętności – to plus „Kolorowych szkiełek”, które w przeciwnym wypadku stałyby się niebezpiecznie baśniowe, za to oddalone od atmosfery realizmu.

Sama postać Adriana została tu nakreślona bardzo zgrabnie, bez typowych w macierzyńskich powieściach zachwytów i rozczuleń. Dziecko jest tu mądre, rezolutne i zaradne, nie wzrusza i nie irytuje. To udana literacka kreacja nadająca rytm całej historii. Mirosława Kareta dzieli powieść na kilka części, chcąc zasygnalizować zmiany w życiu swojej bohaterki. Ale prowadzi Martę przez wydarzenia bardzo pewnie, a przy tym też ciekawie dla odbiorczyń. Potrafi przyspieszyć akcję i nadać jej siły w chwili, w której nikt by się tego nie spodziewał, dostarcza zatem lektury atrakcyjnej i ze względu na nietypowy temat, i ze względu na jego realizację. Zyska dzięki temu grono prawdziwych fanek.

1 komentarz:

  1. Kiedy tylko ujrzałam tę książkę na stronie wydawnictwa, poczułam się zaintrygowana. Jednak nie znalazłam zbyt wielu informacji na temat "Kolorowych szkiełek", więc nie wiedziałam, czy lektura jest warta uwagi. Cieszę się, że trafiłam na Twoją recenzję - skutecznie zachęciłaś mnie do niej.

    OdpowiedzUsuń