Przestrogi
Już od dawna wilki nie jedzą Czerwonych Kapturków i od dawna żaden leśniczy nie musiał wyciągać żadnej babci z trzewi dzikiego zwierza. Chociaż Bettelheim bronił zła w baśniach, raczej nie przekona autorów, że i dzisiaj wstrząsy są maluchom potrzebne. Tak rodzą się wariacje na temat wszystkim znanych fabuł. Teatr Dzieci Zagłębia proponuje najmłodszym widzom historię „O dziewczynce Katarzynce Czerwonym Kapturkiem zwanej”, czyli połączenie klasyki, warstwy edukacyjnej i rozrywki.
Katarzynka ma zanieść babci mleko, ciasto i lekarstwa. Pamięta o przestrogach mamy i o tym, że jej prapraprababcię omal nie pożarł wilk. Ale chciałaby też, żeby traktować ją jak dorosłą: wydaje jej się, że wszystko wie najlepiej i nie musi już słuchać starszych. A skoro we własnym mniemaniu jest już duża, może postępować, jak uważa. To wpędzi ją w niemałe kłopoty, zwłaszcza że w lesie czeka wilk. Wilk jest głodny jak wilk. Cała wilcza rodzina jest głodna: synek (który mimo głodu nie traci energii i wciąż podskakuje) oraz feministycznie i bojowo nastawiona żona, która tęskni za prawdziwymi silnymi wilkami. To ona nakazuje mężowi przynieść porządny posiłek. Trzeba przygotować zasadzkę na Czerwonego Kapturka.
I tu zaczyna się wprowadzanie analogii do rzeczywistych niebezpieczeństw. Wilk proponuje dziewczynce trujące kwiatki (nauczka dla dzieci, by nie brały nic od obcych) i wywozi ją w nieznane (nie wsiadać do samochodu z nieznajomymi). Katarzynka zbyt późno dochodzi do wniosku, że trzeba było słuchać mamy – a w tym odkryciu pomaga jej głos sumienia. To motyw pouczający i ważny, chociaż aż się prosi, żeby nieco bardziej wystraszyć dzieci. Czerwony Kapturek trochę za mało przejmuje się sytuacją: wychodzi cało z obu opresji, ale warto by mocniej podkreślić, że nie każda taka przygoda skończy się dobrze. Lekcję jednak mali odbiorcy zapamiętają.
Warto zatem przejść do przyjemniejszego zagadnienia – to jest do rozrywkowej partii bajki. Mnóstwo tu detali, które ucieszą również dorosłych (parodia piosenki „Gdzie ci mężczyźni”, nawiązanie do „Wilka i zająca”, karykatura wilczycy), wiele humoru odpowiedniego dla dzieci i przez nie wychwytywanego. Twórcy przedstawienia unikają prostoty w żartach (chociaż tekściarzowi zdarzają się niepotrzebne rymy banalne i gramatyczne), decydują się za to na uruchamianie genialnych detali (wilk zahipnotyzowany jedzeniem wodzi pyskiem za koszyczkiem). Śmiech jest stale obecny na scenie i istnieje nawet w światłach (gdy Kapturek siedzi w brzuchu wilka). Bajka została przygotowana bardzo precyzyjnie, trafia do przekonania dzieciom i rzeczywiście bawi.
Zachwyca w niej scenografia (wielkie drzewa z „minami” na korze, niczym przybysze z czarodziejskiego lasu) i łatwość przebudowywania przestrzeni – las szybko zmienia się w domek babci, mieszkanie wilków czy tajemnicze niewiadomogdzie z malinami. Do tego dochodzą pomysłowe lalki – popiersia z ogromnymi głowami, uzupełniane przez aktorów. Żywy plan połączony z lalkami sprawia, że maluchy widzą „prawdziwe” bajkowe postacie i nie pamiętają ani o obecności aktorów, ani o umowności teatru, dają się pochłonąć opowieści. Uwagę przykuwają zwłaszcza wilki – przepiękne i starannie przygotowane.
Spektakl pełen jest muzycznych wstawek. Kompozytor sporo bawi się stylami i cytatami z rozpoznawalnych muzycznych fraz, sprawia, że piosenki i przyśpiewki łatwo wpadają w ucho, natomiast nie zwraca uwagi na akcenty w tekście, co czasami owocuje niezbyt wygodną transakcentacją. Tworzy za to muzyką spójne obrazki i pomaga w przenoszeniu się między różnymi płaszczyznami.
Dobre są w tym przedstawieniu rozwiązania reżyserskie: widać tu chęć zabawy i próbę pouczania dzieci, widać też radość tworzenia i chęć sprawiania przyjemności najmłodszym. Dla starszych oglądających pojawi się w tej sztuce bardzo dużo niespodzianek, mrugnięć okiem i szczegółów, które ucieszą uważnych widzów. Teatr Dzieci Zagłębia bardzo starannie przygotował tę bajkę, cenną z wielu względów. To jedna z tych historii, które dzieci oglądają z zapartym tchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz