Agora, Warszawa 2013.
Literatura i życie
Trudno nie cieszyć się z takiej lektury, chociaż wznowienie „Czarnych gwiazd”, tomu reportaży Ryszarda Kapuścińskiego z początku lat 60. XX wieku, czytać się będzie dzisiaj zupełnie inaczej – o czym zresztą w posłowiu pisze Bogumił Jewsiewicki. W zapiskach z Konga czy Ghany Ryszard Kapuściński stara się, owszem, przybliżać czytelnikom kwestie polityczne Afryki, ale o wiele bardziej interesują go sami ludzie. I to nie ci, na których trzeba zwracać uwagę, ale ludzie nietuzinkowi, zajmujący także z obyczajowego punktu widzenia. W „Czarnych gwiazdach” Kapuściński pokazuje, jak istotne w pracy reportera jest zdziwienie. Swoje teksty buduje tak, by odbiorcy mieli wrażenie współobecności przy spotkaniu z Innym. Koncentruje się na drobiazgach i nadaje im wartość emocjonalną – a do tego posługuje się niezwykłym plastycznym językiem. Fragmenty reportaży przypominają zdjęcia: są realistyczne i celne, silnie oddziałują na wyobraźnię czytelników, nawet po latach. To nie teksty publicystyczne czy interwencyjne – choć genologicznie można by je właśnie tak podporządkowywać. „Czarne gwiazdy” to przede wszystkim literacki popis płynący z ważnych obserwacji.
Kpuściński, który opisuje dwóch przywódców niepodległej Afryki, nie traci z oczu otoczenia, całego kulturowego kontekstu. Przedstawia sprawy polityki i specyfikę organizowania rządów, przybliża swoim czytelnikom postawy ministrów i oceny z wieców czy przemówień. Dba o to, by nie pozostawiać odbiorcom wątpliwości dotyczących życia politycznego. A jednak wszystkie spostrzeżenia obudowuje wyrazistym, obyczajowym, ludzkim kontekstem. W „Czarnych gwiazdach” Kapuściński-reporter zamienia się chwilami w Kapuścińskiego-uczestnika. Przeżywa i doświadcza wszystkiego, co próbuje prezentować swojej publiczności. Nie ukrywa się za fasadą oficjalnych komunikatów czy zdobytej wiedzy, woli raczej przedstawiać sposób zdobywania tej wiedzy – znacznie ciekawszy niż efekt. Wyjaśnienia snuje na marginesie relacji: nie one są tu wysuwane na pierwszy plan. Kapuściński wie, że jako dziennikarz nie może zanudzać, cały czas musi walczyć o uwagę czytelników – tylko wtedy jego głos zostanie usłyszany i tylko wtedy uda mu się przekazać ważne treści. A uwagę czytelników zdobędzie, zaspokajając zbiorową ciekawość. Stąd tak wiele w „Czarnych gwiazdach” odwołań do tego, co widać wokół, a co stanowi tło do politycznych rozgrywek. Zdarza się, że Kapuściński do tekstu wplata ironię, poszczególne scenki mają natomiast zawsze silne puenty: tak, by same dla siebie stanowiły najważniejszy (bo najbardziej dający do myślenia) komentarz.
W „Czarnych gwiazdach” dzisiaj polityka dla zwykłych odbiorców liczy się mniej niż obserwacje obyczajowo-społeczne. Ale chociaż osłabła wymowa aktualności, pozostała lektura zachwycająca od strony literackiej. Kapuściński w krótkich reportażach bardzo umiejętnie rozkłada tempa, dba o różnorodność emocji (a i sam fakt, że tę różnorodność wciąż wywołuje w odbiorcach, zasługuje na odnotowanie), nie jest monotematyczny w oglądaniu afrykańskich problemów. Żongluje stylami, a przy tym nie eksponuje nadmiernie siebie w tekście. Robi za to coś, co stało się jego znakiem firmowym: znajduje detal, na którym opiera swoje najbardziej wciągające opowieści.
Warto też podkreślić, że w posłowiu Bogumił Jewsiewicki nie zajmuje się Kapuścińskim, a zarysowuje tło (już historyczno-polityczne) jego reportaży, co stanowi dobre uzupełnienie tomu. Reportaże wzbogacane są o wiele mówiące fotografie Ryszarda Kapuścińskiego. Na tych zdjęciach można przedstawiać zasady fotografii reportażowej. Wznowione w ładnym stylu „Czarne gwiazdy” to lektura znakomita, o czym stałych czytelników Kapuścińskiego przekonywać nie trzeba. Komu brakuje wnikliwych tekstów, inteligentnych, zabawnych lub poruszających, faktograficznych, ale interesujących także od strony literackiej, ten po „Czarne gwiazdy” powinien od razu sięgnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz