Świat Książki, Warszawa 2013.
Skrajności
Jojo Moyes napisała książkę wstrząsającą – obyczajówkę, która traktuje o miłości poza schematami, także literackimi. „Zanim się pojawiłeś” wiele razy zwodzi czytelników, sugerując znane i bezpieczne koleiny scenariuszowe, by za moment zrujnować ich wszelkie wyobrażenia na temat relacji między bohaterami. Stawia pytanie o szczęście – a bohaterów zmusza do zweryfikowania życiowych sądów. I chociaż dotyczy damsko-męskich relacji, nie daje się porównać do żadnej historii – jest tak osobną powieścią, a zarazem książką tak szczerą, że nie zawiedzie odbiorców, nawet tych zmęczonych powtarzalnymi fabułami czytadeł. Hasło „miłość” nie oznacza tym razem ani harlequinowych podchodów, ani erotycznej bliskości, ani happyendowych baśni biegnących od ruiny życiowych planów po nową stabilizację. Tu może się zdarzyć wszystko i tylko Moyes wie, w jakim kierunku potoczy się akcja.
Dwudziestosześcioletnia Lou prowadzi całkiem wygodne chociaż niezbyt satysfakcjonujące życie. Mieszka z rodzicami i siostrą (oraz jej męczącym dzieckiem), ma chłopaka, który nie myśli o stabilizacji, a o rekordach w sporcie; pracowała w kawiarni, ale właśnie okazało się, że firma ma zostać natychmiast zamknięta. Lou w zasadzie nie ma żadnych planów ani aspiracji, wie tylko, że powinna pomagać rodzicom utrzymać rodzinę i ustępować we wszystkim przebojowej siostrze. Znajduje zatem nową pracę, dziwną, bo tylko na pół roku. Kwalifikacje nie są w niej potrzebne, a obowiązki – nie zostały sprecyzowane. Lou powinna jednie dotrzymywać towarzystwa sparaliżowanemu po wypadku mężczyźnie, Willowi. Will prowadził pełne wyzwań życie, miał satysfakcjonującą pracę i grono przyjaciół, piękną i seksowną dziewczynę oraz upodobanie do sportów ekstremalnych. Teraz może poruszać się na wózku ze świadomością, że jego stan będzie się tylko pogarszał. Dwie skrajne osobowości – kobieta uważająca się za ofiarę losu i mężczyzna, któremu odebrano szansę na wszystkie życiowe przyjemności, jakich z upodobaniem zaznawał, muszą znaleźć wspólny język. Do tego Jojo Moye używa metody z klasyki literatury czwartej – na tym koniec literackich zapożyczeń (w samym scenariuszu, bo intertekstualnych nawiązań jest w książce całkiem dużo).
Tak jawi się początek powieści „Zanim się pojawiłeś”, a dalsze ujawnianie treści byłoby pozbawieniem odbiorców czystej lekturowej przyjemności oraz całej serii wstrząsów. Narrację prowadzi tutaj Lou, z wyjątkiem fragmentów, w których na moment odzywają się inni, dalszoplanowi bohaterowie. Wszystko, by lepiej zrozumieć motywacje postaci i nieco je usprawiedliwić. Moyes bowiem odważnie odnosi się również do kontrowersyjnych tematów. Inaczej niż Picoult, nie zwraca uwagi na ich „prawny” aspekt i konsekwencje związane ze spornymi decyzjami, za to skupia się wyłącznie na sferze emocjonalnej historii. W tej książce rzeczywistość zawęża się do zaledwie kilku osób, ale stężenie różnorodnych emocji wydaje się być ogromne. Wiąże się to między innymi z nieskrępowaną wolnością wyboru i brakiem konwencji, które wymuszałyby na postaciach konkretne zachowania. Jojo Moyes bardzo lubi stwarzać pozory dla wybranych rozwiązań tylko po to, by odrzucić je po maksymalnym uwiarygodnieniu – to zabawa, do której czytelnicy się przyzwyczają, ale która skończy działać dopiero w momencie zakończenia lektury. Czytanie „Zanim się pojawiłeś” wiąże się z mnóstwem zaskoczeń i niespodziewanych kierunków fabuły – dlatego pierwsza lektura będzie jednocześnie najbogatsza i najprzyjemniejsza. Autorka bez wątpienia potrafi opowiadać zapadające w pamięć historie i lubi też robić wrażenie na odbiorcach. „Zanim się pojawiłeś” nie ma nic wspólnego z typowymi fabułami optymistycznych czytadeł, w których życie okazuje się proste, bo przyszłość utkana z baśni to oczywisty efekt paktu z czytelnikiem. To lektura dla odbiorców chcących zanurzyć się w świat nieoczywistych uczuć. Rozwiązania tu zastosowane są naprawdę mistrzowskie, a sama powieść nie zawodzi. To książka, którą chce się dzielić z bliskimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz