Świat Książki, Warszawa 2013.
Egzotyka codzienna
Zwierzenia cudzoziemców, którzy opuścili rodzinny kraj i postanowili osiedlić się w nowym miejscu i przyswoić zupełnie obcą kulturę bywają różne. Niektórzy zwracają uwagę na komiczny aspekt życia gdzieś indziej, inni stale przypominają o wyzwaniach, jakie niesie ze sobą codzienność, jeszcze inni stawiają na prywatność. Rebecca Otowa w tomie „W Japonii, czyli w domu. Amerykanka w Kraju Kwitnącej Wiśni” zdecydowała się na drobne, eseistyczne i uogólniane komentarze, niepozbawione rysu jednostkowości, ale też nieprzesadnie voyeurystyczne. Jej książka nie jest reportażowym zapisem z prób aklimatyzowania się na japońskiej wsi, raczej zbiorem rzeczowych przemyśleń i konkretnych spostrzeżeń nawiązujących do specyfiki życia w Japonii. Autorka odrzuca postawę zdumionej innością turystki, pisze z perspektywy osoby doskonale już znającej japońskie realia, wrośniętej w nową kulturę i unikającej ekstremalnych wrażeń. Obywatelka świata, która na studiach trafiła do japońskiego domu, wyszła za mąż za Japończyka i stała się częścią rodu o kilkunastopokoleniowej historii ze stoickim spokojem i bez euforii przedstawia swoje zwyczajne życie.
Książka składa się z krótkich opisów, w których próba przybliżenia japońskiej tradycji silniejsza jest niż chęć personalizowania doświadczeń. Otowa oprowadza czytelników po kolejnych pomieszczeniach domowych (przy czym skupia się na tych powszechnie znanych, jak kuchnia, łazienka czy sypialnia, pomija natomiast egzotyczne – jak spiżarnię na ryż). Ciekawość może wzbudzać starannie rozrysowany plan domu. Autorka pokazuje odstępstwa od świata, który znała wcześniej, i przyznaje się do zmian, które wprowadziła do domu męża. Opowiada o sąsiadach i o ogrodach, o zmieniających się porach roku, o zwyczajach i obrzędach. Zwraca uwagę na detale, na przykład drzwi w domu – nawiązuje też do przeszłości oraz do obecności duchów przodków. Nie wychodzi poza własny dom. Wydaje się już być integralną częścią japońskiej kultury. Tylko czasami wyrywa jej się niechciane westchnienie za amerykańskimi udogodnieniami.
Przez cały czas Rebecca Otowa bardzo mocno trzyma się tematów dotyczących obyczajowości, ale też równie silnie uważa, by nie zdradzać szczegółów ze swojego rodzinnego życia. Pilnie strzeże prywatności, odbiorcy niewiele dowiedzą się o jej egzystencji. Wyjątek stanowią relacje z teściową: Otowa z delikatnym uśmiechem przypomina, jak była szkolona na Japonkę przez matkę męża. Chociaż bez trudu da się w drobnych opisach wychwycić konflikt między kobietami, autorka łagodzi go i nikogo nie oskarża, ewentualne spory składając na karb różnic kulturowych. To podejście również zdradza, jak ważna dla autorki jest dyskrecja i sfera prywatna wszystkich domowników. Jedynie krótki tekst poświęca przodkom, zdając sobie sprawę, jak rzadka jest znajomość historii rodów do kilkunastu pokoleń wstecz w Ameryce.
To książka daleka od podróżniczych opowieści, ale też równie odległa od narracji osób, które wybrały mieszkanie w innym kraju. Autorce nie zależy na uchwyceniu podobieństw i różnic między kulturami. W pewien sposób wypełnia lukę na rynku wydawniczym – pokazuje bowiem te fragmenty egzystencji, które zwykle umykają prowadzącym dzienniki jako zbyt mało widowiskowe, nieatrakcyjne czy pozbawione anegdotycznego charakteru. Należy też zauważyć, że jedynie kilkanaście zdjęć znajduje się w tomie, kiedy autorka chce przedstawić jakiś element kultury japońskiej, po prostu go rysuje. Zdarza się, że wpływa w ten sposób na wyobraźnię czytelników, na przykład kiedy ilustruje znaki japońskiego alfabetu. „W Japonii, czyli w domu” to rzeczywiście opowieść domowa, kojarząca się z ciepłem, spokojem i brakiem wielkich problemów. To wyciszająca lektura. Mieszczą się w niej ciekawostki i próby zaprezentowania zwyczajnej egzystencji na japońskiej prowincji – egzotyka zatem miesza się tu z codziennością, zapewniając połączenie atrakcyjne dla odbiorców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz