sobota, 17 sierpnia 2013

TeatRyle (Poznań): Kubusiowe granie

TeatRyle (Poznań)
na scenie: Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy

Energia Puchatka

Można nie pamiętać, jakie przygody miewał Kubuś Puchatek w disneyowskich kreskówkach – ale pomysły Milne’a znają bez wątpienia wszyscy. TeatRylom udało się przenieść je na teatralne deski bez zniekształceń idei, za to z uwypuklonym humorem i stale podbijanym tempem. Mieszkańcy Stumilowego Lasu mieszczą się w jednej walizce i są zwykłymi maskotkami – ale w ujęciu TeatRyli ożywają natychmiast. Mariola i Marcin Ryl-Krystianowscy wybrali krótkie i wyraziste scenki, żeby przypomnieć dzieciom to, co w przygodach Kubusia Puchatka najciekawsze. Znalazły się tu zatem między innymi wyprawa na biegun, lekcja pływania Maleństwa, zakradanie się do pszczół po miód, urodziny Kłapouchego czy porwanie Maleństwa – wszystko dzieje się błyskawicznie, co nadaje przedstawieniu bardzo dynamicznego charakteru.

Tak szybkie zmiany w pewnym stopniu potęgowane są licznymi piosenkami. „Kubusiowe granie” TeatRyli to spektakl bardzo rozśpiewany – muzyka pozwala a przechodzenie od opowieści do opowieści, przypomina też o książkowych rymowankach Puchatka. W ten sposób dzieci otrzymują w znanej fabułce coś, czego nie da im lektura; mogą również uświadomić sobie, jak wiele muzycznych akcentów funkcjonuje w samej książce. Śpiewanki są krótkie – w sam raz na tyle, by przynieść chwilę wytchnienia po galopującej akcji, by nie pozwolić dziecku na oderwanie uwagi od bajki i by poczuć sympatię do bohaterów. Umilają oglądanie spektaklu i są bardzo przyjemnym przerywnikiem – zwłaszcza że aktorzy śpiewają ładnie i ciekawie interpretują tekst.

„Kubusiowe granie” umożliwia Ryl-Krystianowskim rozmaite okołotekstowe i aktorskie zabawy. Miś przyczepiony do balonika wznosi się naprawdę wysoko (bo Mariola wchodzi na krzesło), więc kiedy spada, zostaje kilka razy przerzucony z rąk do rąk (TeatRyle znalazły prosty i efektowny sposób na odzwierciedlenie słownych zabiegów z bajki). Pszczele etiudki Marcina wywołują uśmiech dzieci. Zdarza się Ryl-Krystianowskim nieco zmienić pierwotne brzmienie tekstu – przy odkryciu bieguna pojawia się nawet lekki sarkazm. Ale najlepsze staje się w przedstawieniu podwajanie ról. Maskotki nie pozwalają na bogatą gestykulację czy mimikę, więc aktorzy dodają te cechy do czystej obecności pluszaków na scenie. I tak kiedy Mariola w roli Mamy Kangurzycy kąpie i szoruje Prosiaczka w wanience, Marcin tuż obok wykonuje ruchy pływaka i topielca na przemian. Kiedy Kłapouchy i Prosiaczek zaglądają do baryłki po miodzie, aktorzy prezentują maluchom ich miny. Zresztą miny zasługują na osobny komentarz – warto wspomnieć choćby Prosiaczka-Marcina, który wręcza Kłapouchemu skrawek balonik. Dalej jest równie zabawnie. Gdy Krzyś Marcin strzela z dubeltówki w balonik i trafia w Puchatka, Mariola-Kubuś na przemian masuje raz misia, raz siebie. Uciechę mają widzowie – a podwojenie ról kojarzy się bardziej ze zbliżeniami kamery niż z rozwarstwieniem postaci. Tu nawet przesada zyskuje uzasadnienie – przerysowane gesty są komiczne, ale nie męczą oglądających – i też zostały starannie dopracowane (Krzyś, zapytany, jak widać Puchatka z dołu, zbiega ze sceny w publiczność i kuca, żeby dokładniej ocenić sytuację).

Stary zegar i portret Krzysia na ścianie, kilka rekwizytów, wieszak, walizka i stolik – to wystarcza, żeby zbudować przestrzeń wyobraźniową, pełną bajkowych i dowcipnych przygód. Ryl-Krystianowscy wybrali fragmenty powieści żywe, dynamiczne i zabawne. Odrzucili narrację na rzecz rozmów między bohaterami, a w zamian za to wzbogacili historię o ponadprzeciętne poczucie humoru. Ze swoimi pomysłami świetnie wpasowali się w konwencję prozy Milne’a, nie tracąc przy tym własnego charakteru. Ulubieńców dzieci zaprezentowali bez zarzutu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz