Media Rodzina, Poznań 2013.
Inna rzeczywistość
Niejednego malucha Agnieszka Ginko do „Tutlandii” przekona. Niejednemu rodzicowi uświadomi, jak różnie dzieci mogą postrzegać otoczenie – i do jak oryginalnych wniosków potrafią dochodzić, kiedy tylko pozostawi się je bez wyjaśnień na krótką chwilę. W Tutlandii Tutka i Tutek żyją razem z mamusią i tatusiem. Wszystko jest tu zwyczajne: czasami rodzina wychodzi na spacer lub do teatru, czasami przyjeżdża kuzynka, czasami tatuś musi wyjechać do pracy, kiedy brakuje pieniędzy. Powtarzane co rano i co wieczór rytuały zapewniają poczucie bezpieczeństwa, rodzeństwo niekiedy się kłóci, ale wiadomo, że Tutek bardzo kocha Tutkę (nawet mówi do niej „Szyszko” i codziennie straszy). Nic wielkiego, żadnych spektakularnych wyczynów czy dużych wrażeń. A jednak ta codzienność okazuje się bardzo ciekawa, przede wszystkim dlatego, że widziana jest oczami najmłodszej bohaterki, Tutki.
Tutka nie potrafi jeszcze mówić pełnymi zdaniami, a kiedy wpada jej do głowy jakaś myśl, dziewczynka zatrzymuje się, bo tak najłatwiej coś pojąć. Bohaterka posługuje się swoistym kodem dla wtajemniczonych, rodzina zawsze rozumie jej intencje, więc Tutka nie musi się martwić. Na razie jeszcze wszystko nazywa po swojemu i nie może kłócić się z bratem, który dość cierpliwie wyjaśnia jej zawiłości świata – dzięki temu otoczenie Tutki wyda się tak fascynujące wszystkim, którzy przystąpią do lektury. W „Tutlandii” najbardziej oczywiste sceny nabierają nowego wymiaru. Można się z kimś nie zgadzać i być pewnym jego sympatii, bo w rodzinie Tutków króluje miłość. Zmartwieniom da się zaradzić, a rzeczywistość nigdy nie przynosi radykalnych zmian, bo nawet kiedy mama próbuje schudnąć, uda jej się odzyskać wygodny do przytulania brzuch. Ginko proponuje dzieciom świat bezpieczny i przyjazny. Przy opisywaniu go, zawsze uwzględnia psychikę dzieci. Nie popada w tony infantylne, nawet kiedy kuzynka staje się zynką i ma zrobić coś miłego – wręcz przeciwnie, jest coś uroczego i wzruszającego w rzeczywistości według Tutki. Nie ma tu strachu i cierpienia, nie ma krzywd i przykrości. Pojawia się za to reinterpretacja świata. I to zjawisko, które urzeknie małych odbiorców i ich rodziców. Agnieszka Ginko pokazuje, jak oglądać otoczenie z perspektywy dziecka, zachowując przy tym i rodzaj filozoficznej głębi w spostrzeżeniach, i delikatny komizm, i urok nowości oraz odkryć. Udowadnia też dorosłym, że da się pisać o najmłodszych bez ucieczki w banał, seplenienie i nadmierną prostotę. Tutka cieszy i nie budzi zastrzeżeń, jest bardzo przyjemnym dziecięcym bohaterem – alternatywą dla niej są przecież zwykle bezmyślne istoty dodawane jako tło do przygód starszych dzieci. Tu kilkulatka jest najważniejsza.
Ewa Poklewska-Koziełło, która zilustrowała tę historię, łączy z kolei w kresce z jednej strony dziecięcy sposób rysowania, z drugiej natomiast pomysły Butenki. Komiksowe rysunki mają zwykle zaburzoną perspektywę, przypominają o swojej rysunkowości czasem przez niby przypadkowe gryzmoły tworzące włosy bohaterów, czasem przez brak kolorowego wypełnienia konkretnego elementu. Ilustratorka używa równocześnie różnych technik, tworząc przyjemne dla oka zestawienia. Dobrze pasuje to do historii postrzeganej przez malucha: tu nie ma miejsca na skomplikowane formy, rytm obrazków powtarza rytm narracji i udanie go komentuje. Dzięki ilustracjom Ewy Poklewskiej-Koziełło świat Tutlandii okazuje się pełny i przekonujący, przy całej prostocie również bardzo atrakcyjny. „Tutlandia” to bajka-niebajka, która trafi do maluchów, a rodzicom pozwoli odkryć sekrety dziecięcego świata. Ta drobna historia – a właściwie zestaw miniopowiadań – ma ogromny urok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz