Media Rodzina, Poznań 2013.
Radość szczegółów
Dla dzieci „Mysi domek” będzie czymś naturalnym. Dorośli z opowiastek szybko przeskoczą na oglądanie zdjęć i zadawanie sobie pytania, jak to w ogóle możliwe. Chyba że zaczną lekturę od informacji, jak Karina Schaapman przygotowywała swój projekt. Nie zmniejszy to ich podziwu i wyszukiwania kolejnych uroczych detali ze świata myszek. Nie ma wątpliwości: wielkoformatowa bajka o Samie i Julii to małe dzieło, pracochłonne i wymagające nie lada precyzji w wykonaniu – za to olśniewające efektem. Tu wszystko, chociaż bajkowe, jest przecież prawdziwe. Maluchy po raz drugi spotkać się mogą z bohaterami z domku.
Sam i Julia to pluszowe myszki. Mieszkają (z rodzinami i sąsiadami) w ogromnym domu. Czasem się bawią i przeżywają przyjemne przygody, czasem zderzają się z małymi dramatami (jak wtedy, gdy umiera dziadek). Sam przygotowuje się do występu w teatrze. Przyjaźni się z Julią, dzięki temu nigdy się nie nudzi. Książka tekstowo składa się z krótkich migawek – przedstawienia bohaterów, ich zabaw czy znajomych. Dzięki bardzo skondensowanym rozdziałom dzieci dowiedzą się sporo na temat miłych myszek i ich otoczenia, poznają radości i smutki. Całkowicie dadzą się pochłonąć mysiej codzienności.
A to za sprawą fotografii. Drobne opowiadania ozdobione są zdjęciami z mysiego domku i okolic. Eddo Hartmann postarał się, by nie tylko wnętrza, ale i same myszki wyglądały wyjątkowo realistycznie. Sfotografowane a nie narysowane scenki z bajek sprawiają, że dzieci bez trudu uwierzą w prezentowany miniaturowy świat. Dorośli bez przerwy przecierać będą oczy ze zdumienia. Mysi domek jest bowiem sam w sobie architektonicznym i designerskim arcydziełem. To, że myszki noszą różne pomysłowe i starannie wykończone ubranka, nie dziwi: każdy, kto w dzieciństwie bawił się lalkami, wie, że można przygotowywać dla nich nawet najbardziej wymyślne i skomplikowane stroje. Ale o takim wykończeniu mysiego domku większości odbiorców nawet się nie śniło.
Miniaturowe mebelki, miniaturowe słoiczki z zawartością, miniaturowe klamki w domach i setki miniaturowych książeczek – to jeszcze nic. Karina Schaapman, bawiąc się w dekoratorkę wnętrz, zadbała o to, by zamieszkany domek nie był idealny: pojawiają się tu lekko zużyte sprzęty czy sfatygowana podłoga, przykurzone zwoje materiału w pracowni. Takich smaczków znaleźć tu można mnóstwo, z każdym zdjęciem ujawniają się nowe cudeńka, które zapewnią dzieciom długie godziny spędzane nad publikacją. Mysi temat można odkrywać po kawałeczku, ciesząc się z dopieszczonych detali – ale dla spostrzegawczych maluchów Schaapman przygotowuje też niespodzianki. Na fotografiach widać również „normalne” przedmioty, które w mysim świecie pełnią nowe funkcje. Klamerki do bielizny, łańcuszki czy koraliki funkcjonują tu inaczej – i warto przyjrzeć się obrazkom, by cieszyć się pomysłami autorki.
Do mysiego domku Karina Schaapman dopisała proste historyjki o bohaterach. Nie stawia jednak na beztroskę – chce, by jej odbiorcy nieco zastanowili się nad trudami codzienności, jak i nad sprawami egzystencjalnymi. Z jednej strony jest tu tematem śmierć dziadka i tęsknota za nim (oraz wspólne ozdabianie trumny jako pomysł na przeżywanie żałoby), z drugiej – osamotnienie Julii, która nie ma licznej rodziny. Te motywy autorka równoważy lżejszymi zagadnieniami – na przykład wspólnymi zabawami. Z kolei zapowiedź występu w prawdziwym teatrze dostarcza bohaterom – i ich odbiorcom – prawdziwych emocji. Dla dzieci dodatkową niespodzianką będzie możliwość odsłonięcia kurtyny – rozłożenia środkowych kart tej pięknej publikacji. Rzadko zdarzają się bajki tak dopracowane w każdym szczególe od strony grafiki. Nawet kiedy tekst nie przyciąga uwagi (a o to dość trudno w książce), zdjęcia dostarczają rozrywki i zaspokajają ciekawość. Dzieciom mysi domek może się wydać bardzo naturalny, dorośli z pewnością docenią precyzję wykonania świata bohaterów. Ta książka to prawdziwy skarb na półce z literaturą dla najmłodszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz