Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.
Trudne wybory
Kate Lord Brown nie daje czytelnikom spokoju. W swoim tomie „Zapach gorzkich pomarańczy” przeskakuje od tragedii do tragedii, dzieje pewnej rodziny ujmując z najbardziej burzliwej perspektywy. W wydarzeniach historycznych znajduje oparcie, posługuje się nimi nie po to, by nadać kolorytu opowieści, ale żeby w ogóle zdefiniować swoich bohaterów, którzy w innych, spokojniejszych okolicznościach nie mieliby czym się wykazać. Charakterystyczne też dla Brown i jej powieści jest ukrywanie bohaterów za postaciami dalszoplanowymi, swoiste odwracanie uwagi czytelników od tych, których historia właśnie się tworzy. I tak powieść otwiera motyw budowania legendy Roberta Capy – chociaż para wojennych reporterów wprowadzić ma w realia hiszpańskiej wojny domowej. Akcję dzieli niemal siedemdziesiąt lat, bo od obrazu utrwalonego na starej fotografii autorka przerzuca odbiorców do 11 września 2001 roku (jest to zresztą jedyne w książce odstępstwo od podawania w tytułach rozdziałów miesięcy i lat, a świadomość kierunku rozwoju akcji sprawia, że pierwsza migawka z tego dnia wypada bardzo stereotypowo). Emma w ataku na WTC traci byłego ukochanego i musi mierzyć się z kobieta, która go wcześniej odebrała. W latach 30. w Hiszpanii ludzie dokonują najtrudniejszych wyborów. Gdy walczą o miłość i gdy walczą o wolność, codziennie przygotowywać muszą bilans strat. Emma stopniowo zanurza się w przeszłość i zaczyna poznawać zagmatwane losy swojej babki. Przy barwnych (choć i dramatycznych) scenach z przeszłości jej aktualne zmartwienia sprowadzające się nie tylko do przeżywania żałoby przestają się liczyć, przynajmniej na czas odkrywania prawdy. Czytelnicy uzyskują podgląd zwyczajności Emmy, bo Brown wybiera przeplatanie historii z dwóch czasów co rozdział – to wprawdzie ograne rozwiązanie, ale tu się sprawdza, bo autorce nie chodzi prowadzenie drobnych śledztw. Taka opcja narracyjna zmusza też Kate Lord Brown do wyszukiwania coraz to nowych bodźców dla współczesnej postaci – egzystencja Emmy nie może zostać przysłonięta przeszłością, by nie pojawiła się sztuczna kompozycyjna ramka wokół relacji o jej przodkach. Tak więc Brown unika pułapek formalnych. Treściowo radzi sobie dzięki obecności kolejnych wstrząsów w życiu różnych postaci. W „Zapachu gorzkich pomarańczy” nie ma spokoju ani stabilizacji, nawet przez moment nie pojawia się niezmącone niczym szczęście – z czasem odkrywa się za to sekrety i wyrzeczenia bohaterów. Paradoksalnie wojna i terroryzm pomagają autorce utrzymać czytelników i piętrzyć charakterystyki postaci: bez sprawdzianów w obliczu zagrożeń byłyby prawdopodobnie bezbarwne. Wydaje się, że Brown boi się sentymentalizmu, a jednocześnie czuje, że to motyw upragniony przez czytelniczki – chce więc zasugerować, że można odnaleźć szczęście, ale nie próbuje go dotknąć w warstwie fabularnej.
„Zapach gorzkich pomarańczy” to publikacja sensualna. Autorka chętnie tworzy rozprzestrzeniające się w wyobraźni, rozłożyste i zmysłowe opisy, zależy jej na podkreślaniu zapachów i kolorów, chociaż te elementy bardziej kojarzą się z buduarowymi historiami niż z reportażami wojennymi. Stale karmi się sensacjami, ale tylko po to, by pokazać, jaki wpływ mają one na życie zwykłych ludzi. Krew, pot i łzy to stałe składniki fabuły – ale od turpizmu autorka odchodzi na rzecz obyczajowości. Proponuje kobiece spojrzenie na wojenną scenerię – i różne poziomy emocji przy sporym stopniu skomplikowania życiorysów postaci. „Zapach gorzkich pomarańczy” jest lekturą silnie zakorzenioną w wiadomościach historycznych, to fakty z przeszłości składają się na konstrukcję fabuły, bez względu na to, że Brown interesują losy tylko jednej rodziny.
"Zapach gorzkich pomarańczy" wydaje się interesującą lekturą, dlatego będę pamiętała o niej. :)
OdpowiedzUsuń