Zielona Sowa, Warszawa 2013.
Akcja bez uczuć
Agnieszka Stelmaszyk w swoich powieściach dla dzieci i młodzieży koncentruje się najbardziej na rozwijaniu fabuły. Kiedy chce iść w stronę sensacji, niemal całkowicie zapomina o sferze uczuć bohaterów, przez co jej postacie wypadają raczej papierowo. Owszem, stara się autorka wpleść międzyludzkie relacje w motywy działań poszczególnych – zwłaszcza pierwszoplanowych – osób, ale zapomina o uwiarygodnieniu bohaterów w ich codzienności, nawet tej najbardziej niezwykłej. W pierwszym tomie serii „Koalicja szpiegów” warstwy emocjonalnej bardzo brakuje – zwłaszcza że jest to moment, w którym czytelnicy powinni zaprzyjaźnić się z postaciami. Autorka nie daje im pożywki do takiego odbioru, braki zastępując adrenaliną, tajemniczością i śladowym poczuciem humoru – oraz przekonaniem, że dzieci w literaturze podlegają ochronie i nawet w sensacyjnych powieściach nic złego nie może im się stać (zwłaszcza w pierwszej części cyklu).
Tym samym autorka zastawia na siebie pułapkę. Próbuje przestraszyć odbiorców, zmusić ich do współczucia i przeżywania losów postaci – ale gdy wyklucza lęk o nie, pozostawia niewiele. Trójka nastolatków różnych narodowości w podobnym czasie traci rodziców. Prawda o ich śmierci wygląda jednak inaczej niż wersja przedstawiona bliskim – tajemnicę ma znać niejaki Luminariusz, który aranżuje spotkania z dziećmi, nalegając na zachowanie w sekrecie celów dalekich wypraw. Bohaterowie samodzielnie podróżują do odległych miejsc i ryzykują wbrew wszelkim zasadom bezpieczeństwa. Szybko okaże się, że przeszłość jest bardziej skomplikowana niż im się wydawało, a teraźniejszość kryje sporo pułapek. Nie może być inaczej, kiedy w grę wchodzą tajni agenci i informacje, które całkowicie odmieniają przekonania postaci. Agnieszka Stelmaszyk wysyła dzieci na niebezpieczną misję i konfrontuje z gotowymi na wszystko dorosłymi – nie pierwszy raz taki zabieg pojawia się w literaturze czwartej, imitowanie fabuł filmów sensacyjnych cieszy się od pewnego czasu popularnością w rozrywkowej części tego nurtu. Jednak Stelmaszyk całkiem zapomina o indywidualizowaniu bohaterów. W jej ujęciu dzieci cały czas są tym, kim były w momencie rozpoczęcia opowieści – nie zmieniają ich ani zagrożenia i zagadki, ani własne towarzystwo. Ślad zmian widać w finale, który stanowi zapowiedź kolejnej historii: wcześniej bohaterowie skupiają się na tym, by rozwiązać tajemnicę. Ten cel przysłania im wszystko inne, nawet kwestię samorozwoju. W „Luminariuszu” będzie zatem mnóstwo scen, które pasują do scenariusza filmu akcji i będą dobre dla tych dzieci, które szukają dynamicznej fabuły bez „nudnych” opisów. „Koalicja szpiegów” znajdzie swoich zwolenników, za to nie zachwyci krytyki – zbyt wiele serii agentowo-szpiegowsko-sensacyjnych pojawiło się wcześniej na rynku literatury młodzieżowej, żeby Agnieszka Stelmaszyk zrobiła na doświadczonych czytelnikach wrażenie.
Odarcie tekstu z „ludzkich” emocji pobocznych dla akcji sprawia, że autorka może pozwolić sobie na więcej ryzyka i wydarzeń, które do obyczajowych powieści nie mogłyby trafić. Tu nie ma miejsca na wahania czy emocjonalne rozterki, a ułatwia to brak więzi z rodzicami czy opiekunami. Stelmaszyk sięgnęła po fabularny schemat (a dokładniej zlepek schematów), wypełniła go treścią, pomijając jednak przeżycia, które uczyniłyby bohaterów bardziej ludzkimi. Taka powieść przybliża się do gier komputerowych.
Parę razy można było znaleźć lepsze stylistyczne rozwiązania zwłaszcza przy opisywaniu wypowiedzi w dialogach, parę razy też zawiodła korekta (zwłaszcza przy pisowni wielkimi i małymi literami – „cyganka” jest tu najgorszym chyba przykładem), ale dzieci raczej nie zwrócą uwagi na te akurat niedoskonałości – to uwaga starszych czytelników przenosiłaby się z akcji na sposób jej przedstawiania. Tak będzie, kiedy autorka nie przekona kogoś do swojej rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz