wtorek, 21 maja 2013

Martin Widmark: Tajemnica szpitala

Zakamarki, Poznań 2013.

Na ratunek chorym

Martin Widmark w rozrastającej się serii minikryminałów dla najmłodszych posługuje się od początku bardzo charakterystycznym schematem – kiedy dzieci wpadają na trop przestępstwa, zawsze okazuje się, że istnieje troje podejrzanych, a każdy z nich dodatkowo ma powód, by postępować niezgodnie z prawem i z kodeksem moralnym. „Tajemnica szpitala” to już dziewiętnasty tom specyficznego cyklu – a fabuła rozwija się zawsze podobnie. A jednak Widmark nie nudzi małych odbiorców. Powtarzalny rytm pomaga mu jedynie w uporządkowaniu historii, a uwagę i tak przykuwają działania dzieci oraz pomysły na rozwiązanie zagadki.

Przeważnie chodzi tu o nietypowe kradzieże, autor nie bawi się w drobne wykroczenia: giną cenne przedmioty, kamienie szlachetne czy biżuteria. W „Tajemnicy szpitala” ktoś okrada chorych, dzielny komisarz policji zastawia nawet pułapkę na złodzieja, ale nic nie udaje się wykryć. Dopiero doświadczeni dziecięcy detektywi, Lasse i Maja, pomogą w schwytaniu sprawcy. Zawsze im się to udaje, więc nie zdradzam tu zakończenia. Książki z serii Widmarka czyta się po to, by dowiedzieć się, jak pracował przestępca i jak został schwytany, a nie po to, aby sprawdzić, czy bohaterom się udało. I Martin Widmark coraz lepiej czuje się w rozwijaniu opowiastek w tym kierunku. Pozwala dzieciom na dedukcję, ale poza tym Lasse i Maja mogą obserwować wydarzenia z bliska. Nad ich bezpieczeństwem czuwa komisarz policji, ale też nikt nie traktuje poważnie dwojga małych dzieci – Lasse i Maja narażają się najwyżej na złość ze strony zdenerwowanych dorosłych (podejrzanych, bo pokrzywdzeni z chęcią witają każdą pomoc). W związku z tym dzieci mogą też obmyślać pułapki na przestępców i od razu oceniać rezultaty. Raczej za to Lasse i Maja nie skupiają się na ocenie ważności motywów; traktują je jako równorzędne wyjaśnienia. W grze chodzi o to, by wykryć przestępcę i jego metody kradzieży – oto prawdziwe wyzwanie. Wyzwanie, które podjąć też mogą mali czytelnicy, bo otrzymują oni identyczne informacje, co Lasse i Maja – mają zatem szansę pobawić się w detektywów, poćwiczyć logiczne myślenie i przeprowadzać własne śledztwa. W tym tkwi klucz do rozrywki podczas lektury.

Martin Widmark upraszcza swoje historie. Stawia na błyskawiczną akcję i sekwencje wydarzeń, tutaj nie ma czasu na budowanie atmosfery i zarzucanie czytelników obszernymi opisami. Nieprzypadkowo króluje w tomie czas teraźniejszy – odbiorcy zostają wstrzeleni w centrum wydarzeń i mogą w nich uczestniczyć. Ciekawość rozbudzają problemy do rozwiązania, każdy więc chce się dowiedzieć, kto jest przestępcą i jak działał, by przechytrzyć wszystkich – dzieciom nie są zatem potrzebne inne lekturowe wartości. „Tajemnica szpitala” dostarcza rozrywki zakodowanej w fabule.

Prosty język i sporo emocji w nim zawartych, czas teraźniejszy, zgrabnie podsycana ciekawość i sam motyw kryminału, czyli namiastka literatury dorosłej – to czynniki, które sprawią, że dzieci będą chciały samodzielnie czytać o przygodach Lassego i Mai, a co za tym idzie – że będą wprawiać się w sztuce czytania. Autor sprawdzi się jako pisarz pomysłowy: dorosłych nie zachęciłby do regularnego śledzenia przygód małych detektywów, ale w wersji kryminału dla dzieci można mu pozazdrościć niewyczerpanych pomysłów. Te książeczki, chociaż utrzymane w stylu pop, chociaż niepozorne i upraszczane do granic możliwości (mimo że autor nie rezygnuje z drobnych dowcipów i nawet ironii), spodobają się maluchom i dostarczą im sporo rozrywki. Uczą logicznego myślenia i zachęcają do czytania. Schemat fabularny umożliwia utrzymanie spójności cyklu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz