środa, 17 kwietnia 2013

Nasze histerie, nasze nadzieje. Spotkania z Tadeuszem Konwickim

Iskry, Warszawa 2013.

Anemia pamięci

Nie chodzi tu o stworzenie kompletnego zbioru rozmów z Tadeuszem Konwickim, ani o naśladowanie tak modnych na rynku pop wywiadów-rzek. Nie chodzi też o stworzenie pełnego portretu czy o udostępnienie tekstów rozsianych po rozmaitych periodykach. O co zatem chodzi? O spotkanie z pisarzem, o cykl (auto)komentarzy i o uwypuklenie twórczej świadomości. Tom „Nasze histerie, nasze nadzieje. Spotkania z Tadeuszem Konwickim” został pomyślany jako opowieść o historiach przekuwanych na literaturę, scenariusze filmowe, zatrzymanych w życiu jednostki i przeszłości społeczeństwa. Sam Konwicki określił tę książkę mianem albumu biograficznego – ale choć w rozmowach wciąż podkreśla siebie, z całego zestawu wyłaniają się przede wszystkim oceny kulturowej i politycznej codzienności.

Nie są to wywiady zebrane – a zestaw tekstów dobrany pod kątem zainteresowań odbiorcom. Nie jest to wybór pism najważniejszych – o czym czytelnicy dowiedzą się już na początku. Nie została także zachowana chronologia wywiadów: a jednak odbiorcom ten pozorny chaos przeszkadzać nie będzie. Zarzucenie linearnego porządku pozwoliło bowiem wydobyć związki między poszczególnymi tekstami i tematami. Przenosi też uwagę z ewolucji poglądów autora na ich sedno. Ponadto wywiady dotyczące sztuki zyskują charakter uniwersalny, podobnie jak te, w których Konwicki zwraca się ku przeszłości (własnej i narodowej). Tym natomiast, które zawierają komentarze na temat aktualnych w danym momencie wydarzeń politycznych, achronologia nie przeszkodzi.

Różni dziennikarze, różne cele i różne miejsca publikacji tekstów – to sprawia, że każdy wywiad (i drobne wypowiedzi na określone tematy) brzmi inaczej. Są tu i luźne rozmowy, niemal przyjacielskie pogawędki o wszystkim, są i rzetelnie przygotowywane dialogi, wielopiętrowe konstrukcje pytań i bardzo rozbudowane odpowiedzi. Konwicki dostosowuje się do stylu rozmowy, a forma staje się jedynym czynnikiem zmieniającym rytm tomu. Dość szybko jednak w trakcie lektury kolejne wywiady zaczynają stapiać się w jedną wielką opowieść. Chociaż z reguły opowieść ta dotyczy przejawów aktów twórczych, Konwicki mówi też o sobie, o własnym dzieciństwie, poglądach czy charakterze. Chce zaistnieć obok swoich dzieł. Nie ma w tym wiele z prób wiwisekcji, to raczej drobne uzupełnienia i uzasadnienia opinii.

Najwięcej miejsca zajmuje tu film i literatura, przy okazji należy też zwrócić uwagę na kulturę osób przeprowadzających wywiady – a i staranne przygotowania do rozmów: nie zdarzają się w tomie pytania płytkie czy zdawkowe, szacunek dla rozmówcy nie pozwala dziennikarzom na niestaranność. Jeśli pytania o bohaterów, to podparte analizami charakterologicznymi, jeśli intertekstualia – to z głęboką znajomością tematu. Tylko w takich warunkach można mówić o sensie literatury i jej miejscu na współczesnym rynku. Jeśli Konwicki mówi o polityce, unika wielkich słów. Nie kryguje się i nie szuka poklasku. Jawi się jako skromny twórca (choć bardzo często używa zaimka „ja”), który ma sporo ciekawych rzeczy do powiedzenia. Parę razy zresztą wykracza poza standardowe tematy: mówi o boksie, terroryzmie czy doświadczeniach kulinarnych. Chętniej niż wspomnieniami zajmuje się analizowaniem tego, co aktualne – dzieli się swoimi przemyśleniami, jakby sam próbował zrozumieć zarówno swoje pisarskie i reżyserskie wybory, jak i otoczenie. Ma to związek z anemią pamięci – tym żartobliwym określeniem pisarz wymiguje się od ucieczki w przeszłość. Słusznie, bo jego autotematyczne refleksje stanowią wyborny komentarz do utworów.

Jest w tej książce staranność, której brakuje szybkim rozmowom ery internetu; jest faktyczne dążenie do zrozumienia, znalezienia recepty, określenia i podsumowania. „Nasze histerie, nasze nadzieje” to tom, który przez pochylenie się nad potęgą opowieści sam staje się jak literatura i zapewnia lekturowe nasycenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz