poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Mia Marlowe: Dotyk złodziejki

WNK, Warszawa 2013.

Romans kryminalny

Ta seria charakteryzowana jest jako „elektryzująca saga erotyczna”. To niewątpliwie z marketingowego punktu widzenia pomysłowe zagranie – ale w zasadzie zawęża krąg czytelników do grona zainteresowanych scenami uniesień. A przecież inicjujący cykl tom „Dotyk złodziejki” jest nie tylko powieścią erotyczną, ale i historyczno-kryminalnym romansem z wątkami baśni, obyczajówki, fantastyki i historii psychologicznej. Bohaterowie nie rzucają się na siebie co dwie strony, za to mają do rozwiązania pewną ważną – na skalę międzypaństwową – sprawę. Nietypowe są również ich portrety: imponuje zwłaszcza Viola, złodziejka kamieni szlachetnych. Viola kradnie, by pomóc rodzinie wyjść z ubóstwa. Bez trudu odróżnia prawdziwe klejnoty od najdoskonalszych podróbek – bo słyszy opowieści drogocennych minerałów. Kamienie przekazują swoją przeszłość, zwykle naznaczoną ludzkim cierpieniem. Niektóre są naprawdę niebezpieczne – nie tylko były świadkami (i przyczynami) zbrodni, ale też same zadają śmierć.

Schwytana przez porucznika Greydonna Quinna Viola musi zacząć współpracę – wytropić i ukraść legendarny czerwony brylant. W podróży udaje żonę porucznika. Przy okazji ujawnia też talent do… uprawiania miłości. Inaczej niż nakazuje konwencja, lubi czerpać przyjemność z seksu i nie ukrywa tego w intymnych chwilach. Porucznik Quinn w Indiach nauczył się od najlepszej kurtyzany, jak sprawiać rozkosz kobiecie. Skazani na swoje towarzystwo bohaterowie odczuwają coraz silniejsze pożądanie – i są dla siebie idealni pod niemal każdym względem. To ustępstwo rodem z powieści erotycznej. Baśń wprowadza nadzieję na „długo i szczęśliwie”. Ale Mia Marlowe nie dąży do tego, by zamienić „Dotyk złodziejki” w powieściową Kamasutrę. Chce, by czytelnicy mogli śledzić rozbudowane, lecz i bardzo wysmakowane opisy scen łóżkowych – jednak są one tylko uzupełnieniem romansowo-kryminalnej intrygi. U Mii Marlowe nie ma wulgarności i dosłowności Rotha, bliżej autorce do piękna aktów niż do pornografii. Sprawia przy tym, że z równą niecierpliwością odbiorcy czekać będą na rozwój wydarzeń związanych z kradzieżą brylantu. Mało tego – chociaż nie jest to nadrzędnym celem, Marlowe potrafi też rozśmieszyć.

Wszystko jest w „Dotyku złodziejki” bardzo intensywne. Przeżywane przez postacie emocje, sama zmysłowość, spotkania przedstawicieli wyższych sfer, konflikty i luksusy. W zasadzie nie ma miejsca na półtony i sceny, które nie budziłyby jakiegoś zaangażowania. Oczywiście to prowadzi do wrażenia nierzeczywistości – ale przecież od początku Mia Marlowe nie ukrywa, że chodzi jej o świat idealny przynajmniej dla Quinna i Violi. Akcja jest żywa i nasycona – nikt nie może zatem zarzucić autorce, że chodzi jej tylko o pretekst do opisywania kontaktów seksualnych.

Co ważne – i już trochę sygnalizowane – „Dotyk złodziejki” intensyfikuje też sama narracja. Sposób prowadzenia historii przypomina dziewiętnastowieczne powieści (nie tylko czasem akcji), cechuje się starannością, wyczuciem i dobrym rytmem. Marlowe nie różnicuje języka ze względu na temat, któremu akurat się poświęca, udało się jej znaleźć frazy satysfakcjonujące odbiorców i sugerujące zaangażowanie w każdą sferę powieści. Sceny miłosne równoważone są akcją kryminalną, odrzucenie pruderyjnych postaw pozwala także silniej nakreślać sprawę brylantu. „Dotyk złodziejki” to powieść, w której chodzi o wydobywanie na światło dzienne podstawowych żądz – i o zaspokajanie wszystkich zachcianek postaci. Bo przecież literatura rozrywkowa może sobie pozwalać na rozmaite wizje spełnienia, jej celem jest wówczas zadowolenie czytelników. Mia Marlowe dobrze wyważa proporcje w swojej książce – zachęci do lektury miłośników rozrywki, a i zwyczajnie ciekawych, jak wyglądają realizowane w tekście sypialniane fantazje bohaterów bez zahamowań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz