WNK, Warszawa 2013.
Podróż w głąb siebie
Andromeda Romano-Lax sięga tym razem do miej odległej przeszłości – do czasów drugiej wojny światowej. Swoją powieść, jak poprzednio, silnie podbudowuje znajomością obyczajów, wiedzą historyczną, a i lekturami z zakresu kulturoznawstwa. Ale o wiele bardziej istotne staje się znalezienie tematu, który wbrew czasowemu dystansowi nadal poruszać będzie wyobraźnię odbiorców. Dramat jednostki w obliczu wydarzeń historycznych oraz motyw drogi, podczas której bohater dojrzewa do działania – to dwa wyznaczniki „Nocy w Piemoncie”, niezbyt długiej, ale nie mniej intensywnej niż wcześniej powieści utalentowanej autorki.
Ernst jest bezwolny wobec silniejszych i ważniejszych. Nie buntuje się i nie potrafi decydować o własnym losie. Przypadkowy gest odczytany jako wyraz poparcia dla Hitlera sprawia, że Ernst otrzymuje niezwykłą posadę: ma dla Hitlera – zwanego Kolekcjonerem – sprowadzać wybrane dzieła sztuki. Aktualnie czuwać będzie nad Dyskobolem. Wraz z dwoma włoskimi braćmi i rzeźbą zapakowaną do drewnianej skrzyni wyrusza w drogę. Jednak nie wszyscy podzielają zamiłowanie bohatera do sztuki, nie dla wszystkich też posłuszne wykonywanie rozkazów staje się priorytetem. W drodze zdarzyć się może sporo. Ernst przejdzie dodatkowy kurs dojrzewania, a rozwój wypadków zmusi go do przyjrzenia się własnej, najbardziej wstydliwej tajemnicy.
Ernst to bohater naznaczony. W jego dzieciństwie i młodości tkwi pewna trauma, którą odsłaniać będzie autorka stopniowo, enigmatycznymi migawkami i niepokojącymi błyskami przeszłości. Ten zabieg pozwoli na reinterpretację zachowań postaci, każe zweryfikować pierwsze oceny i jeszcze raz przeanalizować wydarzenia. Ernst chce uciec od przeszłości, udaje mu się ją stłumić, zagłuszyć w sobie. W drodze z dziełem sztuki mężczyzna będzie musiał powrócić do dramatu i przepracować go w sobie – inaczej nie będzie miał szans na normalne życie. Tymczasem wewnętrznej walce towarzyszy niebezpiecznie bliska wojna. Już nie można wyzwolić się spod wpływów Kolekcjonera (nazwisko Hitlera zbyt często tu nie pada, jakby w obawie postaci przed represjami), sytuacja jawi się coraz bardziej groźnie. Inaczej jest na włoskiej wsi: tu na razie triumfują życie i śmierć, miłość i nienawiść. Dotychczasową życiową pustkę Ernst zestawia zatem z intensywnością doznań w nowym miejscu.
Andromeda Romano-Lax potrafi zadbać o emocjonującą fabułę. Ale prawdziwym majstersztykiem w jej wykonaniu stają się rozważania o sztuce. Zachwyt nad rzeźbą, wielokrotnie i w różnych odsłonach przytaczany, to nie pustosłowie, a niemal poetycka analiza piękna, królestwo zmysłowych wrażeń i idealne studium przedmiotu. Reakcja na arcydzieło jest diametralnie różna od reakcji na drugiego człowieka, doskonałość wyzwala czysty i szczery zachwyt. Jednocześnie okazuje się zaprzeczeniem istnienia – ten paradoks autorka dobrze w tomie uchwyciła.
Nie interesuje jej wojna. „Noc w Piemoncie” to powieść o skracanym czasie akcji. Wojna zostaje przesunięta do tła, do znanego czytelnikom kontekstu. W centrum wydarzeń znajduje się okaleczony psychicznie i fizycznie mężczyzna, który musi uporać się z własnymi demonami w najbardziej niesprzyjających okolicznościach. Akcję opiera Andromeda Romano-Lax na tajemniczym problemie Ernsta – cały bieg wypadków, choć znakomicie uchwycony i uzasadniony, to tylko pretekst dla niewyobrażalnego mentalnego wysiłku postaci. Tym „Noc w Piemoncie” różni się od poprzedniego tomu autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz