Nasza Księgarnia, Warszawa 2013.
Lektura doskonała
Uwielbiam „Zosię z ulicy Kociej”. To jedna z lepszych serii dla dzieci – i jedna z bardziej udanych propozycji Agnieszki Tyszki. To wspaniała realizacja konwencji wakacyjnej obyczajówki dla najmłodszych, bezbłędna, atrakcyjna i ciekawa. Z punktu widzenia dzieci absolutnie nienudna, a dla dorosłych – gdyby przypadkiem sięgnęli po lekturę – źródło inspiracji i… zrozumienia pociech. Dla wszystkich też cenna rozrywka w dobrym gatunku.
Agnieszka Tyszka zamienia się w przewodniczkę po świecie maluchów – a w tomie – w kochaną i mądrą ciotkę Malinę, która potrafi zaradzić wszelkim kłopotom i nigdy się nie gniewa. Zosia potrafi to docenić, zwłaszcza że ciotka Malina jest zupełnym przeciwieństwem mamy. Zamiast zamęczać dzieci przestrogami, pilnować przestrzegania higieny i zamartwiać się o kilkulatki, ciotka Malina dba o wolność, przygodę i dobrą zabawę. Dlatego też fakt, że to właśnie z nią bohaterowie „Zosi z ulicy Kociej na wakacjach” spędzą wolny czas nie jest powodem do narzekań. A ciotka Malina bez trudu radzi sobie z własnymi (czasem kapryśnymi) pociechami, z siostrzenicami i psem. Uosobienie cierpliwości potrafi nawet na chwilę odciągnąć miłośnika gier komputerowych od cyberprzestrzeni i pokazać mu potęgę wyobraźni. Swoją drogą Tyszka motyw samotności, w jaką wpędzają elektroniczne gadżety, ograła bardzo atrakcyjnie – i w pewnym stopniu nawiązując do klasyki. Udało jej się sprawić, że czytelnicy, wzorem Zosi, wybiorą raczej fantazję i zabawę, a nie gry komputerowe.
Mania, młodsza siostra Zosi, dalej przekręca wyrazy i nosi ze sobą – nieżywego już – Agmirała Pypka, pokazując mu świat. Zosia tymczasem wpatrzona jest w przygody Pippi i chciałaby przeżyć na wakacjach coś podobnego. Ciotka Malina jej to umożliwia – razem z dziećmi ucieka znad morza, zatłoczonych plaż i niezliczonych straganów, a także od kochającego grillowanie sąsiada – zabiera dzieci na Mazury, na całkowite bezludzie. Tam bohaterowie nie muszą męczyć się zgiełkiem i tłumem, za to mają szansę zasmakować prawdziwej wolności. Noc na bezludnej wyspie, pod namiotem i bez dorosłych? Czemu nie, ciotka Malina i to potrafi zorganizować. A że taka noc niekoniecznie przypomina książkową relację – to już zapewne wina autorów, którzy podbarwiają doświadczenia postaci, Zosia wie lepiej – ona jest przecież prawdziwa.
Obecność ciotki Maliny to zawsze, bez względu na właściwy czas akcji, wakacyjna atmosfera. Wiele maluchów tęskni za obecnością takiej osoby: zaangażowanej w zabawę, kreatywnej, wyrozumiałej, energicznej i odrzucającej dorosłe sprawy oraz dorosłe morały. Malina uwagę poświęca wyłącznie dzieciom, a przy tym nic nie jest w stanie zepsuć jej dobrego humoru. W sytuacjach, które rodziców doprowadziłyby do złości, Malina zachowuje spokój. Pamięta, jak to jest być dzieckiem – i nie uprzykrza maluchom codzienności.
Do tego światka, pełnego atrakcji i wrażeń Agnieszka Tyszka dodaje ciepłą i pełną humoru narrację. W tej historii zawsze będzie wesoło (dzieci nawet nie zauważą, kiedy się czegoś dowiedzą). Małych czytelników rozśmieszyć może nawet drobiazg, sam optymizm z książki warty jest uwagi jako źródło rozrywki. Tyszka nie musi silić się na wymyślne dowcipy – w tomie zagra wszystko, za sprawą entuzjazmu bohaterów, wzajemnej sympatii i ciepła, które przesycają relację. Autorka bawi się razem ze swoimi odbiorcami, nie wytwarza sztucznego dystansu – a to wymarzona sytuacja w literaturze czwartej.
„Zosia z ulicy Kociej na wakacjach” to już trzeci tom cyklu – cyklu, który powinien trafić do kanonu literatury czwartej – obok „Dzieci z Bullerbyn” czy przygód Pippi stanowi bowiem doskonałą realizację oczekiwań maluchów. „Zosię” po prostu chce się czytać, bez przerwy spotykać się z postaciami, które za sprawą opowieści dobrze się już poznało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz