wtorek, 19 marca 2013

Agnieszka Tyszka: Róże w garażu

Akapit Press, Łódź 2013.

Dzieci i samotność

Agnieszka Tyszka próbuje twórczo wykorzystywać codzienność i oglądać zwykłe wydarzenia z perspektywy dziecka. Do tego chętnie eksperymentuje z gatunkami, wprowadzając do tomów swoich historii nietradycyjne narracje. To sprawia, że zapisuje się w pamięci małych odbiorców, a przy tym może też rozdmuchiwać do rozmiarów powieści mniejsze fabuły. Po raz kolejny dociera do dzieci, tym razem wakacyjną historią „Róże w garażu”.

Dzieci jest sześcioro, ale nie trzymają się razem jak maluchy z Bullerbyn. Dzieli je wszystko: poglądy na rzeczywistość i bajki, wiek, przyzwyczajenia i lęki. Jedne zamykają się w świecie marzeń, inne, wpatrzone w rodziców, chcą odciąć się od grona kilkulatków. Jedne pozostają pod silnym wpływem rówieśników, inne natomiast mają własne zdanie – co wcale nie ułatwia porozumienia. Tego porozumienia zresztą nikt nie szuka, a jedyne osoby szczęśliwe z pobytu na działce za miastem to dwie mamy, przyjaciółki od szkolnych czasów. Na działce nic nie może się wydarzyć, więc dzieci się nudzą. I wtedy dostrzegają kilka dziwnych zjawisk i tajemniczy garaż na sąsiednim kawałku ziemi. Być może tajemnicę znają bezpańskie koty, które przebywają tam bez przerwy…

Brak porozumienia między dziećmi objawia się i w narracji. Każdy postrzega codzienność inaczej, więc może te same fakty przedstawiać z innej perspektywy. Dlatego w króciutkich sekwencjach wypowiadają się kolejni bohaterowie. Tu najlepiej widać, że starsi nie chcą bawić się z młodszymi, a chłopcy ignorują dziewczynki. Młodsi z kolei zamykają się w świecie fantazji i własnych zabawek. I nie byłby to krzepiący obrazek z wakacji, gdyby nie obecność dziwnej sąsiadki, która mieszka w garażu i jak prawdziwa czarownica wie wszystko o gromadce dzieci. Przydałoby się rozwiązać zagadkę. Tymczasem Tyszka indywidualizuje wypowiedzi bohaterów (nawet najmłodszy Lolo zabiera tu głos, wzorem kilkuletniej Pulpecji) i zwraca ich uwagę na różne szczegóły wydarzeń. I tylko sąsiadce o pękniętym sercu pozwala zachować milczenie na temat przeszłości. Nie jątrzy tematu, który dorosłym mógłby zasugerować niepokój, dzieciom natomiast wyjaśni niewiele.

Jedna z bohaterek uprzedza na początku, że historia nie będzie długa i nudna – bo ona nie lubi, gdy coś jest długie i nudne. I rzeczywiście autorka bardzo skraca fabułę – bo polifoniczność jest wystarczającym zabiegiem wypełniającym tomik – akcja jest przecież ograniczona i do niewielkiej zamkniętej przestrzeni, i do takiej grupy osób. Tyszka wyizolowuje postacie z nie zawsze przyjaznego świata, ukrywa wszystkie realne zagrożenia (chociaż dzieci pamiętają o przestrogach), zapewnia im wakacyjne oderwanie od zwyczajnych trosk.

„Róże w garażu” uwrażliwiają na krzywdę innych, pokazują, że obok może mieszkać człowiek bezradny, samotny i smutny. Zresztą w podskórnej warstwie cała ta drobna historia traktuje właśnie o samotności i trudach zrozumienia innych. Dla pani z garażu rysunki dzieci i ich zabawy mogą być najpiękniejszym prezentem. A samym maluchom żyłoby się o wiele lepiej, gdyby chociaż spróbowały znaleźć nić porozumienia – jak ich matki, niemal nieobecne dla świata. Agnieszka Tyszka nie pierwszy raz fabułę osadza w sercowych dylematach – ale powieść dla dzieci, w odróżnieniu od książek dla nastolatek, osadza w klimacie przygody i uwalnia od sentymentów. Bo przecież w wakacje musi się wydarzyć coś, co dzieci zapamiętają na długo.

2 komentarze:

  1. Agnieszka Tyszka to ciekawe nazwisko na rynku książek dla dzieci i młodzieży. Pół godziny temu skończyłam czytać swej dziewięcioletniej córce drugą część "Zosi z ulicy Kociej" - dla Mai codzienność tytułowej bohaterki, jej szkolne i domowe perypetie to świetna rozrywka - w trakcie lektury śmieje się, przytakuje albo dziwi, cały czas komentuje przedstawione zdarzenia. Widać, że obie części Zosi uwielbia:)

    Czy "Róże w garażu" to książka dla dzieci 9+?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla młodszych też spokojnie...

    OdpowiedzUsuń