środa, 27 lutego 2013

Michelle Nouri: Dziewczyna z Bagdadu

Wielka Litera, Warszawa 2013.

Zwierzenia

Ta historia jest bardzo podobna do szeregu świadectw, które prezentują Europejki rozczarowane przebiegiem na początku baśniowego związku z Arabem. Scenariusz wydaje się niemal identyczny, tyle że o temacie opowiada córka z takiego związku zrodzona. A że opowiada w sposób przejmujący i niemal intymny – przewidywalny kierunek opowieści nie przeszkadza w lekturze. „Dziewczyna z Bagdadu” nie ma być przestrogą ani sposobem na uzewnętrznienie goryczy. To zwierzenie, szczere i pozbawione optymistycznej linii fabularnej. To opowieść o życiu jednostki, która nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w niegościnnym świecie.

Michelle, córka Araba i jego czechosłowackiej żony, od najmłodszych lat obserwuje szczęście swoich rodziców. Ojciec jest dla niej jak prawdziwy książę z bajki, zapewnia bezpieczeństwo i beztroskie dzieciństwo. Dzięki niemu nawet arabskie zwyczaje i hołdująca im rodzina nie mogą zakłócić radości. Michelle i jej młodsze siostry mają większą swobodę niż ich rówieśniczki wychowywane w regionalnej tradycji. Ale w końcu wszystko się zmienia: dla Michelle wybuch wojny nie jest tak wielką tragedią jak rozpad rodziny i całkowita przemiana dotąd idealnego ojca. Porzucone kobiety – matka i trzy dorastające córki – muszą zmagać się z biedą, ale i stałym zagrożeniem ze strony obcych i znajomych mężczyzn.

Michelle Nouri w „Dziewczynie z Bagdadu” prezentuje swoją historię od wczesnego dzieciństwa aż po moment znalezienia swojego miejsca na świecie. Relacjonuje naiwne złudzenia, mechanizmy nakazujące podporządkowanie się woli starszych rodu, ograniczenia, jakie nakłada na nią kultura. Opowiada o swojej znajomości z najstarszym synem Saddama Husajna, bogatsza już o wiedzę z wojennej przyszłości. Przedstawia też historię pięknej przyjaźni z sąsiadem. Z czasem jednak zamyka się na terenie prywatnej apokalipsy, skupia się na krzywdzie, jakiej doznała od bliskich – nie ma w tym tonu oskarżenia, raczej pełne zdziwienia niedowierzanie. Autorce udaje się ekstremalna zmiana tonu opowieści – z początkowej idylli nie zachowa się nic, chociaż narracja pod względem stylistycznym pozostaje taka sama, tematyka sprawia, że wyraźnie odczuwalne dla czytelników będzie tekstowe napięcie. To cenna umiejętność pisarska: zaangażowanie emocjonalne, które od strony warsztatowej nie wpływa na tok lektury. Michelle Nouri zdobywa zaufanie czytelników, a potem razem z nimi śledzi z zewnątrz dojrzewanie swojej bohaterki – siebie. Autobiograficzny charakter książki paradoksalnie ratuje całość przed scenariuszowym banałem. Nieważne, że to jedna z wielu historii o bliźniaczo podobnym przebiegu – liczy się tu autorski sposób jej postrzegania, prywatna droga do uwolnienia się z piekła.

„Dziewczyna z Bagdadu” sporą część czytelników przyciągnie ze względu na międzykulturowe różnice i konflikty – ale autorka stara się unikać generalizowania, a tym bardziej oceniania zwyczajów rodziny ojca. Mało tego: nie może pojąć ich siły, obserwuje, lecz nie do końca wierzy w to, co się dzieje. Naiwność autorka przysłania ogromem przykrości i krzywd – ale w relacji Nouri nie ma miejsca na skargę. Ta książka jest krzykiem, lecz nie krzykiem rozpaczy. Nie pojawia się w niej walka, bunt czy nienawiść – Michelle Nouri próbuje za to zadać sobie pytanie o własne dziedzictwo, o bagaż doświadczeń i odkryć. Niby jest to powtarzalna historia o nieszczęśliwym związku, z racji odmienności kultur skazanym na niepowodzenie – a jednak za sprawą osobowości autorki i jej okrutnej chwilami szczerości to książka inna niż spodziewane.

2 komentarze:

  1. trochę nie na temat, ale czemu masz z boku napisane: "Nie identyfikuję się ze środowiskiem blogerów"? Nie lubisz, nie chcesz...? Zabieram się za Twoją rec., bo szukam czegoś ciekawego do poczytania dla siebie ;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. bo poziom bardzo wielu blogów niby to recenzenckich woła o pomstę do nieba, a wydawcy potem wrzucają wszystkich do jednego worka. Blogerów często traktuje się gorzej - i wcale się temu nie dziwię. Poza tym rzadko pojawiają się na blogach rzetelne i pełnowymiarowe recenzje, w których treści jest więcej niż "podobało mi się".
    Nie chcę się wiązać z żadnym portalem (kiedyś już z takim byłam związana i wrogowi nie życzę), a że często mnie nie ma w domu, forma bloga jest najłatwiejsza, żeby recenzje dodawały się same.

    OdpowiedzUsuń