niedziela, 24 lutego 2013

Julia Llewellyn: Żona idealna

Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Bez związku

Czytadło Julii Llewellyn „Żona idealna” to raczej przewrotna opowieść, jeśli weźmie się pod uwagę literackie konwencje w obyczajówkach. Baśń o Kopciuszku zostaje tu potraktowana jako punkt wyjścia do dość gorzkiej – przynajmniej w zestawieniu z marzeniami – historii, a rozwiązanie całkowicie różnić się będzie od oczekiwanego. Llewellyn na warsztat wzięła ograny motyw – i rozwinęła go po swojemu, ignorując oczekiwania czytelniczek. Dzięki temu właśnie w „Żonie idealnej” fabuła może przyciągać – mimo niezbyt zachęcających losów młodej bohaterki.

Poppy to naiwna dziewczyna, modelka, która pracowała jako kelnerka i marzyła o księciu z bajki, aż spotkała Luke’a, prezentera serwisu informacyjnego i gwiazdę telewizji. Niezrażona trzydziestoletnią różnicą wieku – ani trwającym wciąż małżeństwem mężczyzny. Poppy zdecydowała się na romans zakończony ciążą i ślubem. Początek opowieści okazuje się końcem sielanki – po pierwsze Luke przywykł do tego, że żona o niego dba, co pozwala mu rozwijać cechy egoisty. Po drugie, była żona dziennikarza zaczęła informować media o postępowaniu mężczyzny, Poppy publicznie nazywając cizią. Po trzecie, Poppy w domu zgnuśniała i zaczęła się nudzić, a po czwarte – zawodowe życie Luke’a zaczęło się walić. W obliczu tych wszystkich klęsk, które Llewellyn sprowadza na nowy związek bardzo szybko, nie ma miejsca na budowanie idyllicznej atmosfery. Dalsza część opowieści będzie zatem obciążona tendencjami destrukcyjnymi – dopóki ktoś nie zechce czegoś zmienić. A że bohaterowie żyją tu osobno, każdy może podjąć właściwą według niego decyzję.

Julia Llewellyn rzuca zatem wyzwanie przewidywalnym i cukierkowym fabułom, tworzy obyczajówkę ocierającą się momentami o opowieść psychologiczną. Chociaż historia kręci się wokół Poppy, ta postać nie ma wyłączności na rozwój akcji, autorka równie uważnie przygląda się innym – i poświęca sporo miejsca na przenikliwe analizy ich charakterów. Llewellyn zestawia dwie sfery, życie prywatne skazanych na samotność bohaterów (tu szczególnie podkreśla wartość macierzyństwa, do tego stopnia, że czasem musi uciekać się do autoironii) oraz zawodową gonitwę dziennikarzy, wyścig szczurów i bezwzględne zastępowanie starszych młodymi i ambitnymi. W obu tych przestrzeniach autorka czuje się bardzo pewnie, a to z kolei sprawia, że może odwrócić uwagę czytelniczek od bezsensownego, skazanego na porażkę związku.

W „Żonie idealnej” przeskakiwanie od postaci do postaci i od rutyny do pełnej wyzwań pracy zapobiega wpadaniu w fabularne koleiny i imituje szybsze tempo akcji. Mniej chodzi tu o związek, a bardziej o samorealizację, odkrywanie własnych potrzeb oraz możliwości dopasowywania się do otoczenia. Llewellyn świadomie rezygnuje z prezentowania baśni na rzecz imitacji zwyczajnego życia. Tyle że zaprzecza temu jej dążenie do znalezienia jak najlepszego rozwiązania dla wszystkich stron. Ta autorka nie ma zamiaru proponować recept na uzdrowienie sytuacji – więc finał powieści może nieco kłócić się z przyjętymi wcześniej zasadami prowadzenia historii. Ale to też rekompensata za brak cukierkowości w relacji.

Opowieść, która ma imitować życie, napisana została potocznym językiem, co zapewnia wiarygodność dialogów (za to niekoniecznie przekonywać może w plotkarskich artykułach prasowych). To kolejny pomysł Llewellyn na to, by przyciągnąć odbiorczynie do lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz