poniedziałek, 11 lutego 2013

Anita Głowińska: Nie ma Tusionka

Media Rodzina, Poznań 2012.

Śledztwo

Anita Głowińska, autorka i ilustratorka, udanie przeszczepia na rodzimy rynek wydawniczy pomysły, które sprawdziły się w innych krajach. Dała się poznać między innymi za sprawą edukacyjno-rozrywkowej serii książeczek obrazkowych o Kici Koci. Teraz kieruje się w stronę nieco starszych dzieci – tych, które chcą już czytać nastoletnie (a nie „dziecinne”) opowieści, lecz nie mają jeszcze cierpliwości i wprawy, by przebrnąć przez pełnowymiarowe fabuły. Dla tych odbiorców Głowińska tworzy serię „do kieszonki” – zestaw malutkich tomów, które cechują się niewielkimi rozmiarami, młodzieżową i komiksową oprawą graficzną oraz wartką akcją.

„Nie ma Tusionka” to minipowieść kryminalna, pomysłem nawiązująca m.in. do szwedzkiej serii Martina Widmarka – ale mniej schematyczna i bardziej żywiołowa. Tusionek zwany Szczekaczką to mały piesek, który pewnego dnia niespodziewanie znika. Trójka przyjaciół – Maks, Zizi i Kapsel – podejrzewają, że stało się tak za sprawą sąsiadki, która zwierzaka nie znosiła. Postanawiają więc wyjaśnić tajemnicę i prowadzą własne, bardzo niekonwencjonalne śledztwo. Wprawdzie rozwiązanie okazuje się inne niż w wyobraźni młodych bohaterów – ale to tylko dostarczy czytelnikom sporo radości. Tymczasem trzeba zająć się kwestią Tusionka.

Anita Głowińska wie, jak dotrzeć do młodych odbiorców. W „Fantastycznej serii do kieszonki” wybiera nieprzewidywalność i mnożenie mylących poszlak. Bohaterowie wcale nie muszą pomagać policji w rozwiązywaniu spraw: zniknięcie Tusionka interesuje tylko ich, a bogata wyobraźnia przyczynia się do wyolbrzymienia możliwego rozwoju wypadków. Praktycznie przebieg wydarzeń rodzi się w głowach postaci – i zostaje przez nie doprowadzony do karykatury. Jednocześnie udaje się Anicie Głowińskiej zachować wiarygodność akcji w oczach czytelników, co sprawia, że ci zaangażują się w lekturę i szybko ją pochłoną. Bo przecież tom „Nie ma Tusionka” to książkowy drobiazg, a ilość tekstu zmniejszana jest jeszcze i przez interlinię, i przez rysunkowe wstawki. Odwoływanie się do wolnych od schematów motywów uprzyjemnia historię – wygodniej śledzi się losy postaci ze świadomością, że autorka proponuje coś świeżego i dobrze przemyślanego. W historii o Tusionku liczyć się będzie zarówno tempo akcji, jak i kreatywność trójki przyjaciół. Autorka proponuje minipowieść detektywistyczną, a jednocześnie lekko kpi sobie z konwencji: całe śledztwo nie może być traktowane na poważnie, skoro jego początek bierze się z fałszywej interpretacji faktów. Głowińska gra zatem z gatunkiem, a przy okazji wpisuje swoją serię w klasykę literatury czwartej za sprawą Maksa, Zizi i Kapsla.

Humor pojawia się tu i w warstwie rysunkowej. Głowińska zmienia klimat obrazków i proponuje młodzieżowe w duchu szkice, opatrzone jeszcze dodatkowo dowcipnymi komentarzami. Ten pomysł zamienia tomik w lekturę rozrywkową i atrakcyjną dla odbiorców. Autorka pisze prostym językiem, a na końcu tomu zamieszcza „przydatne informacje” – czyli uproszczone definicje części używanych w książce pojęć. W ten sposób uspokaja sumienia tych, którzy sądzą, że literatura czwarta musi spełniać funkcje dydaktyczne, bo inaczej nie nadaje się do zaprezentowania dzieciom. Anita Głowińska po raz kolejny znalazła sposób na odświeżenie literackich schematów i trendów – i prostym pomysłem dociera do szerokiej grupy młodych czytelników.

1 komentarz:

  1. Chetnie wróciłabym do dziecinstwa.
    Pozdrawiam i zapraszam.
    Obserwujemy?

    OdpowiedzUsuń