wtorek, 15 stycznia 2013

Klaus W. Schneider: Sztuka pozytywnego myślenia

WAM, Kraków 2012.

Choroby i myśl

Pozytywne myślenie w dalszym ciągu traktowane jest jako magiczne hasło mające moc przekształcania rzeczywistości, fraza-klucz, źródło sukcesów i spełnianych marzeń. Autorzy poradników z tej dziedziny prześcigają się w wymyślaniu (lub powtarzaniu) porad – jak wywołać w sobie stan szczęścia. Tytuł tomiku opublikowanego, a teraz wznowionego przez WAM sugeruje, że „Sztuka pozytywnego myślenia” wtopi się w szereg podobnych książek. Tymczasem dla autora znacznie ważniejsze okazuje się przekonanie odbiorców do tego, że nastawienie do świata może kształtować rzeczywistość. Tyle że Schneider koncentruje się, jakby na przekór wydawniczym modom, bardziej na przykrych następstwach myślenia negatywnego. Mnoży przykłady, które mają udowodnić, że ludzie sami, często nieświadomie, wpływają na własny los – a ich myśli mogą mieć siłę destrukcyjną. Te opowieści powinny też uświadamiać odbiorcom, że samospełniające się przepowiednie działają równie dobrze w drugą stronę: kiedy człowiek zaprogramuje się na sukces. Tyle że Klaus W. Schneider chwilami zdaje się zapominać, że czarnowidztwo ma w wielu społeczeństwach niekiedy większą siłę przebicia niż wiara w zwycięstwo.

W kolejnych rozdziałach książki łatwo zatem znaleźć historie o tym, jak złe myśli w skrajnych przypadkach doprowadzić mogą do śmierci (chociaż autor nie chce podkreślać, że to zjawiska ekstremalne), jak stają się przyczyną rozmaitych chorób, a także – jak wywołują oznaki starzenia się organizmu. To tematy, które w takim natężeniu nie trafiają zwykle do huraoptymistycznych poradników – ale Schneider zwraca w swoim tomie uwagę na wydarzenia, których część czytelników nie powiązałaby z brakiem umiejętności pozytywnego myślenia. Zamiast przekonywać pustymi sloganami do zmiany nastawienia, Schneider pokazuje, jak niszcząco działa przygnębienie czy rezygnacja. Nie zachęca do amerykańskiego „keep smiling”, nie namawia też do okłamywania siebie czy do stosowania mantr. Woli wybrać pełne przekonanie do bardziej atrakcyjnego trybu życia, dlatego też przytacza szereg sytuacji, w których brak optymizmu przyczynił się do powstania poważnych problemów. Co ważne – pokazuje też znaczenie opinii innych ludzi w kształtowaniu własnego samopoczucia.

Autor poszukuje obiektywnego przepisu na szczęście, jest zwolennikiem tezy, że wiara w pecha tego pecha przyciąga i potęguje. Pozytywne myślenie nie jest dla niego modnym terminem, a zjawiskiem silnie warunkującym codzienne działania. Chociaż Schneider dąży do uogólniania swoich spostrzeżeń, wybiera w opisach przykłady (obok, rzecz jasna, ekstremalnych) najczęściej powracające w obiegowych twierdzeniach. Na ich podstawie objaśnia mechanizmy działania człowieka. Zamiast trudnych do zrealizowania i udziwnianych podpowiedzi decyduje się na stałe odnoszenie się do zwyczajnego życia i zwyczajnych trosk, a także podstawowych lęków. Nie nawiązuje do odkryć psychologów, zależy mu na dotarciu do jak najszerszej grupy odbiorców – i dlatego tę książkę czyta się jak prosty wykład o sile i ukrytym działaniu myśli. Na początku autor odwołuje się jeszcze do kwestii wiary, cytatów i frazeologizmów, które mają udowadniać wpływ nastawienia na zdrowie. Opowiada nie tylko o zwykłym życiu, ale i o śrubowaniu sportowych rekordów. Pozytywne myślenie okazuje się tu rzeczywiście sztuką – jednak sztuką mającą realny wpływ na życie, a przy tym wymagającą znacznie więcej wysiłku niż obiecują kolorowe magazyny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz