wtorek, 25 grudnia 2012

Michał Dąbrowski: Transgresja

Jirafa roja, Warszawa 2012.

Tworzenie fantomów

Po raz drugi Michał Dąbrowski przedstawia opowieść, za którą pokochają go buntownicy, zafascynowani literackim undergroundem i oniryczną niedookreślonością, wielbiciele prozy w rytmie poezji i fabuły sterowanej przez sprowadzające się do seksu związki. „Transgresja” jest wyzwaniem rzuconym zwyczajności, a równocześnie zwyczajnością młodszego pokolenia, jest krzykiem niezgody na schematy, krzykiem stworzonym ze schematów, literackim powtórzeniem tego, co w młodej prozie wciąż jeszcze atrakcyjne. „Transgresja” musi istnieć w niszy, musi być powieścią ogólnie trudniej dostępną – nie ma sensu zakrzykiwać jej recenzjami, analizami i komunikatami. Po co reklama? Wszystko już było, tak właśnie pisać powinni jeszcze młodzi i jeszcze zbuntowani – dopóki w niszy nie zasypią ich skostniałe składniki podobnych do siebie narkotykowo-onirycznych historii. Ale Michał Dąbrowski ma w tym nurcie przewagę – wyczucie brzmienia słów, narrację, która swoją gęstością zwabia czytelników w pułapkę i nie pozwala się wymknąć, choćby nawet ci czytelnicy nie gustowali w specyficznym zapisie dialogów, wyzerowaniu działania używek i swoistym zawieszeniu między przeszłością a teraźniejszością z pogardą dla tego, co ma nastąpić.

Pozornie bezcelowy ruch, bohater, który nie ma określonego planu i pozwala sobie swobodnie dryfować między wydarzeniami, odpowiedzialna za przemiany pogoda – to stałe składniki tego rodzaju powieści-niepowieści. Tak samo zresztą jak idealne dziewczyny, nieosiągalne mimo stałej gotowości do uprawiania seksu. Tu nie istnieje prawdziwa dorosłość, z obowiązkami, stałą pracą i rachunkami do zapłacenia, nie istnieje codzienność, a fizjologiczne potrzeby ograniczają się do palenia i picia oraz zaspokajania popędu płciowego. I w ten świat widziany oczami młodych buntowników Dąbrowski wprowadza zagubionego w rzeczywistości bohatera, definiowanego przede wszystkim przez otoczenie: byłą i obecną dziewczynę, zmarłego przyjaciela oraz przyjaciela-imprezowicza. Bohater staje się jedynym łącznikiem między tym co rzeczywiste i stworzone przez wyobraźnię, pada ofiarą dziwnego snu dziejącego się na jawie i równolegle do pozornie zwykłego życia. W „Transgresji” nie ma on punktu odniesienia w realizmie – każda ze spotkanych osób albo zahacza o sferę ułudy, albo z niej pochodzi. Tym samym zachwiane zostają wszelkie pewniki – śmierć przestaje być radykalna, spełnienie w związku możliwe jest tylko przez chwilę. Pogłębia się za to poczucie zagubienia i niemożność zdefiniowania siebie.

Michał Dąbrowski wtapia się stylem opowieści w rzesze młodych zbuntowanych, którzy chcieliby tworzyć literaturę buntu, lecz nie mają siły przebicia. Przynajmniej takie jest pierwsze wrażenie podczas lektury. Bo ten autor nie proponuje historii toczącej się bez celu i sensu, posługuje się odwrotnością mainstreamowych schematów po to, by zaproponować czytelnikom atrakcyjną (nieprzewidywalną) fabułę, pełną zagadek i owianą aurą tajemniczości. Jego atutem okazuje się tu umiejętność przekonującego opowiadania, tchnienia życia w fantomy i miraże. To, co nieistniejące, zyskuje namacalny kształt i zwodzi odbiorców, to, co istnieje, wymaga zaufania, a i tak w końcu roztapia się w oniryczności – to przemieszanie płaszczyzn w „Transgresji” cieszy najbardziej. Takie podejście wymaga od autora nie lada wirtuozerii w prowadzeniu narracji i Michał Dąbrowski tę umiejętność bez wątpienia posiada. Bez względu na to, czy posługuje się klasycznymi sztuczkami, czy sięga po widowiskowe tricki najlepszych literackich iluzjonistów – robi wrażenie. Po „Dłoni” i „Transgresji” pojawia się tylko pytanie, co będzie dalej i czym tym razem popisze się autor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz