poniedziałek, 10 grudnia 2012

Julian i Irena Tuwim dzieciom

Nasza Księgarnia, Warszawa 2012.

Klasyka

Takiej pozycji w serii „Z Biblioteki Wydawnictwa Nasza Księgarnia” zabraknąć nie mogło. Julian Tuwim funkcjonuje przecież nie tylko jako autor powtarzanych dzieciom od pokoleń bajek uniwersalnych i niestarzejących się, ale również jako punkt odniesienia w literaturze czwartej, niemal zjawisko. Irena Tuwim z kolei dała się poznać jako znakomita tłumaczka klasyki literatury dziecięcej, tu natomiast powraca w roli bajkopisarki, która szuka najlepszej dla siebie formy i testuje to rozbudowane mocno rymowanki (o Marku Wagarku), to opowiadania, to wreszcie bajki-zgadywanki obrazkowe. Nie zabraknie Juliana Tuwima znanego na pamięć: czy to lokomotywa, czy zapominalski Słoń Trąbalski, czy małżeństwo słowików, czy pan Hilary – wszyscy bohaterowie – ulubieńcy maluchów – przyjdą tu na lekturowe spotkanie. Redakcja przypomina też bajki z tłumaczeń lub na motywach rosyjskich – tu Tuwim wybrzmiewa zupełnie inaczej, już bardziej archaicznie – ale w dalszym ciągu to ciekawa lektura dla dzieci i dorosłych. Niektóre bajki pisane są dla rozrywki małych odbiorców, inne z kolei mają walory dydaktyczne. Ich rytm, humor i pomysłowe rozwiązania sprawiają, że nie tylko kilkulatki chcą wciąż powracać do tekstów. Żeby natomiast wprowadzić i coś mniej znanego, utwory Tuwima są przetykane bajkami jego siostry, a zamiast wstępu pojawiają się urywki wspomnień rodzeństwa – najciekawsze z punktu widzenia maluchów, lekko tajemnicze, doprawione aurą baśniowości czy magii.

Najdłuższa jest tu bajka o pingwinie Kleofasku. Teksty Juliana Tuwima rzadko bywają rozdmuchiwane przez ilustracje czy zabawy drukiem, wręcz ma się wrażenie, że chodzi o to, by jak najwięcej wierszy zmieściło się w tomie. Pomijając walory (także edytorskie) całej serii, Tuwim doczekał się już tylu wydań, że im więcej jego tekstów trafi do zbiorku, tym lepiej: tu zmieściło się ponad 40 utworów, a dodatkową atrakcją dla dzieci są pomysły Ireny Tuwim (mnie mniej przypadła do gustu rymowanka edukacyjna o Marku Wagarku, za to bezkonkurencyjne są teksty prozą).

Rozczarował mnie natomiast Adam Pękalski, ilustrator tego tomu. Trudna to sztuka – mierzyć się z wielokrotnie ozdabianymi bajkami – ale bez względu na pomysły graficzne, trzeba mieć na uwadze odbiorców, do których publikacja trafi. Tymczasem u tego ilustratora niemal wszystkie postacie mają twarze (lub pyski) powykrzywiane w nieprzyjemnych grymasach, rzadko się uśmiechają, a nawet przy neutralnych minach mogą budzić lęk. Rywalizują z tekstem o uwagę – zamiast go dyskretnie dopełniać. Pękalski chce stosować jak najmniej uproszczeń w prezentowaniu poszczególnych gatunków – ludzi „ozdabia” sterczącymi podbródkami, gęstymi brwiami, czerwonymi nosami i ciemnymi powiekami, zwierzętom dodaje kolejne skarykaturalizowane w tej konwencji cechy – niepotrzebnie, prostota i umiar przyniosłyby tu dużo lepszy efekt, a i nie straszyłyby odbiorców niemal agresywnymi minami. Oczywiście ten motyw ma dwie strony: dzieci, które nie lubią czytać, za to przepadają za dzisiejszymi kreskówkami i programową niegrzecznością, w tych rysunkach się zakochają – zechcą zatem wysłuchać bajek, które niosą pozytywne przesłania. nawet jeśli oprawa graficzna tego zbiorku nie u wszystkich budzi zachwyt, może przynieść korzyści – każdy musi jednak sam przetestować jej trafność i przydatność w zachęcaniu pociech do czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz