Świat Książki, Warszawa 2012.
Z małego ekranu
Na kartach „Prezenterek” Aleksandry Szarłat dominuje gorycz. Spotkania po latach nie zawsze wybrzmiewają optymistycznie. I tym razem na zadowolenie nie ma miejsca, a same bohaterki tomu – Irena Dziedzic, Edyta Wojtczak, Krystyna Loska, Bożena Walter, Bogumiła Wander i Katarzyna Dowbor – często ujawniają skrywane żale i wyrzuty. Bo kiedy w telewizji przeminął ich czas, panie poczuły się niepotrzebne, niedocenione czy wręcz zapomniane – to rzutuje na ich wspomnienia. Ale po kolei.
Aleksandra Szarłat najpierw wprowadza czytelników w świat telewizji PRL, pisze o jej szefach i zjawiskach, które miały wpływ na jakość programu, pisze o kłopotach technicznych i sprzętowych. W to otoczenie wprowadza ludzi, którzy uczestniczyli w tworzeniu telewizji – prezenterów, scenografów czy dziennikarzy. Wprowadza ich zgodnie z zasadami poppublikacji, czyli własny wywód rozbija seriami cytatów i wypowiedzi, sięga i po anegdoty niezbędne w podobnych tekstach. Skupia się autorka na relacjach interpersonalnych, układach (czasem też i politycznych), wzajemnych sympatiach i niechęciach, chcąc wprowadzić odbiorców w klimat studia. Mówi też o tym, jak do telewizji trafiały kolejne piękne prezenterki, nie pomijając ich kolegów po fachu. Nie tłumaczy oczywistości – wiadomo w końcu, że Edzia to Edyta Wojtczak, a Krysia – Krystyna Loska. Dość długo utrzymuje Szarłat jednostajny rytm opowiadania o telewizji za czasów Sokorskiego i Szczepańskiego, aż wreszcie przechodzi do wywiadów.
A w wywiadach, być może niespodziewanie, uzyskuje inne oblicze sympatycznych z pozoru prezenterek. Na światło dzienne wychodzą pretensje i żale, niechęci i rozczarowania. Między mentorkami i uczennicami panuje jeszcze jeśli nie przyjaźń to przynajmniej przyzwoitość, ale już niewspółpracujące ze sobą panie traktują się wrogo. Szarłat niby rozmawia z prezenterkami, ale nie pozwala sobie na odejście od ustalonego szkieletu wywiadu, nie reaguje na wypowiedzi, zamyka kwestie na tym, na czym skończyły rozmówczynie, chociaż czasem przydałoby się chociaż trochę interakcji i zaangażowania w rozmowę. Wywiady nie są przekrojowe, co dla przeciętnego odbiorcy oznaczać będzie tyle, że nie uzyska z nich pełnej wiedzy na temat prezenterek a jedynie dopowiedzenia do sylwetek i biografii. Bywa też, że rozmowami sterują same zainteresowane: Bożena Walter na przykład traktuje spotkanie jako okazję do zareklamowania swoich obecnych działań – brakuje tu u Aleksandry Szarłat zdecydowania, by popchnąć rozmowę na inne tory. W końcu czytelników interesuje przeszłość bohaterek. Rozmowy są bardzo długie (co nie znaczy: zbyt długie), a mimo to pozostawiają wrażenie niedosytu – o ile o aktorach z dawnych lat pisze się mnóstwo, o tyle prezenterki, po raz pierwszy zebrane w takiej publikacji, wciąż dla wielu pozostają pełnymi tajemnic miłymi paniami z ekranu. Gorycz i żal rozmówczyń mają swoje określone podstawy, a jednak niewielu odbiorców będzie o tym podczas lektury myśleć.
Tom „Prezenterki” jest atrakcyjny choćby z uwagi na oryginalność tematu. Pokazuje też różnice między dawnym i współczesnym postrzeganiem telewizyjnego światka. Z polifonii pozostaje jeden głos, w dodatku z poczuciem bezsilności i beznadziei – to zupełnie inne niż mainstreamowe spojrzenie na kulturę telewizji czasów PRL. Mimo rozgoryczenia prezenterek, Aleksandra Szarłat przedstawia też silne osobowości i ciekawe portrety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz