Bajka, Warszawa 2012.
Podróż do siebie
Motyw to stary jak świat, a przynajmniej – jak tworzone przez bajarzy historie – więc nic dziwnego, że tym razem znalazł się w tomie wydawnictwa Bajka „Zielony, Nikt i gadające drzewo”. Wędrówka w nieznane, która pozwala poznać siebie i znaleźć własne miejsce na ziemi zainspirowała tym razem Małgorzatę Strzałkowską do opowiedzenia prostej a bogatej w przesłania baśni.
„Zielony, Nikt i gadające drzewo” to książka milczenia, chociaż w dialogach rozgrywa się tu większa część bardzo skrótowej akcji. Ważniejsze jednak wydaje się to, co niewypowiedziane w konkretnych rozmowach, niesprowadzane do rangi przedmiotu czy zwyczaju kształtującego dane miejsce. Bohater wędruje, bo wędrować musi, w przeciwnym razie nie dowie się o sobie niczego, a już na pewno nie osiągnie upragnionego szczęścia. Tyle że trafia do krain, których zasady funkcjonowania go nie satysfakcjonują, do rejonów, w których siłą rzeczy czułby się obco i źle. Szuka – bo taki jest jego los – i taki jest los każdego człowieka. Bohater tomu, Nikt, nie zdefiniuje siebie dopóki nie będzie mógł przerwać tułaczki. Nie przerwie tułaczki, dopóki nie będzie mógł powiedzieć czegoś o sobie. Ale Małgorzata Strzałkowska skraca tę podróż, chociaż zdawałoby się, że jeszcze w dwóch kierunkach bohater stereotypowo powinien się udać.
Autorka swoją historię z głębokim przesłaniem kieruje do najmłodszych, dlatego też w książce znalazły się uwielbiane przez dzieci postacie: między innymi ujęte w tytule gadające drzewo, ale i prawdziwy mądry przyjaciel, Zielony. Nawet Nikt nie jest bezosobowy, przeżywa rozmaite sytuacje, jest w stanie odczuwać emocje i zdobywa się na odwagę, by spełnić swoje marzenia. Ale najbardziej w stronę najmłodszych odbiorców skierowane są wizje krain, do których Nikt trafia – oraz kreacje ich mieszkańców. Tu zaczyna się prawdziwy świat absurdu, który maluchy uwielbiają, a co za tym idzie – i miłej rozrywki. To świat oparty na karykaturze normalnego życia, Strzałkowska zastanawia się, co by było gdyby – i wprowadza do wyobraźni dzieci mocno udziwnianą przestrzeń dorosłych. To element humoru, którego nie ma praktycznie w płaszczyźnie językowej (chyba że za taki uznać pseudoonomatopeje) ani w bajkowych bohaterach. Strzałkowska zresztą sprawia tu wrażenie, jakby walczyła o książkę filozoficzną, baśń, którą dałoby się określić wyrazami zachwytu ale nie uznania dla zabawowej formy. Broni się przed infantylnością i chce ze swoją książką trafić do przekonania także dorosłym (którzy oczywiście błyskawicznie odnajdą się w konwencji i domyślą się zakończenia bez trudu).
Bajka została prześlicznie wydana. Na uwagę zasługuje zastąpienie myślników wprowadzających kwestie w dialogach kolorowymi kreskami. Cała opowieść w warstwie graficznej (ilustracje: Piotr Fąfrowicz) nasuwa na myśl skojarzenia z ekologicznymi publikacjami i troską o przyrodę. Najciekawsze są obrazki, które przypominają o owadach lub pięknie mikroświata, te, które ukazują malowniczość przyrody w symbolicznym ujęciu. Podświadomie będą dzieci odbierać tę dodatkową wartość historii, nauczą się, jak cieszyć się każdym namalowanym listkiem czy różnymi kolorami nieba. Ilustracje są proste jak i cały tekst – ale również podporządkowane konkretnemu przesłaniu, tworzą z nieskomplikowanej opowiastki relację gęstą od znaczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz