WNK, Warszawa 2012.
Ożywiona przeszłość
Kimberley Freeman rozpoczyna dwie opowieści i obie angażować mogą odbiorców w równym stopniu, przynajmniej na początku. Potem bowiem okazuje się, że współczesna narracja służyć ma jako rama dla dawnych wydarzeń, jako usprawiedliwienie historii niedzisiejszej bez wrażenia, że tworzy się powieść historyczną. Freeman przygląda się losom dwóch kobiet – Emmy, baletnicy, której wypadek przerwał karierę oraz Beattie, babki Emmy. Kontuzjowana tancerka otrzymuje po babce nietypowy spadek – a razem ze spadkiem dziwną tajemnicę. Kobieta uświadamia sobie, jak niewiele wie o rodzinie – teraz przeszukuje posiadłość zwaną Wzgórzem Dzikich Kwiatów, by poznać zupełnie obcą kobietę, która w młodości podejmowała bardzo odważne, wręcz szalone decyzje. Wątek Emmy nie rozwija się tak, jakby mógł, gdyby leżał w centrum zainteresowania autorki i czytelników, jest skracany, trochę upraszczany, a i rozrzedzany przez równolegle prezentowaną historię Beattie. Znacznie bardziej będzie intrygować portret Beattie – właściwy temat książki.
Beattie – młoda, naiwna dziewczyna zachodzi w ciążę ze starszym żonatym mężczyzną. To dopiero początek długiej i skomplikowanej opowieści, w której kobieta wykaże się odwagą, determinacją i sprytem. Znajdzie się tu miejsce na prawdziwą miłość i na poważne przeszkody na drodze do szczęścia, na biedę i pracowitość. A co najważniejsze – znajdzie się miejsce na zobrazowanie obyczajowości – i mentalności ludzi. Historia z czasów Beattie jest wielowymiarowa i pełna niespodzianek, wolna od tanich radości i bezpodstawnego optymizmu. Za sprawą rozwoju wypadków odsuwa tendencyjność. Wszystko to sprawia, że losy Beattie, choć w literackiej przestrzeni należą do zamkniętej przeszłości, bardzo angażują czytelników – o wiele bardziej niż kwestie spychanej na margines Emmy. Najważniejsze, że do relacji o Beattie nie przedziera się nic z przyszłości, która okazuje się osobną sferą, niemal odrębną rzeczywistością.
Kimberley Freeman zachowuje się momentami jak Fannie Flagg – podobnie w sielską atmosferę wprowadza dramaty w skali mikro – tyle tylko, że nie ogranicza opowieści do skali małego miasteczka, a zawęża ją jeszcze bardziej, niemal do granic możliwości. We „Wzgórzu Dzikich Kwiatów” to, co najważniejsze, mieści się w intymnej relacji między dwojgiem ludzi, a także w odrzuceniu idealizowanych rozwiązań. Autorka dba o prawdopodobieństwo fabuły od chwili podjęcia decyzji przez bohaterkę – bo tą bohaterką rządzą uczucia, przez które nie przedrze się żadna logika.
„Wzgórze Dzikich Kwiatów” opiera się na tajemnicy zawieszonej pomiędzy przeszłością dla Emmy a przyszłością dla Beattie. Choć losy bohaterek są ze sobą na swój przewrotny sposób połączone, powieść przedstawia dwa różne światy i pokazuje, jakie emocjonalne piekło potrafią człowiekowi zgotować inni, ale i na jakie tortury ludzie skazują się sami. Choć z pozoru na taką powieść „Wzgórze Dzikich Kwiatów” wygląda, nie należy do sentymentalnych i kojących lektur, autorka nie unika w tomie tematów niewygodnych, trudnych czy niemodnych (w tych ostatnich wydatnie pomaga jej odejście do przeszłości, a tym samym i możliwość zbudowania od podstaw historii o wielu odcieniach uczuć i mało przewidywalnej akcji).
Cały tom został napisany językiem prostym, ale zwłaszcza na początku daje się zauważyć chęć autorki do naocznego obrazowania otoczenia bohaterów: dokładne opisy przestrzeni i gestów wprowadzają w powieściową atmosferę i przy okazji kształtują odrębną krainę z dawnych lat na nowo. Nie ulega jednak wątpliwości, że dla Freeman ważniejsza jest obyczajowa akcja z elementami poważnych dramatów – oraz budowanie charakterów dwóch bohaterek, bliskich sobie, choć oddalonych za sprawą doświadczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz