środa, 28 listopada 2012

Boel Westin: Tove Jansson. Mama Muminków

Marginesy, Warszawa 2012.

Bajki w cieniu katastrof

Niby Muminki wprowadzały odbiorców w swój własny świat i sekrety spokojnej doliny, a jednak zawsze miały jakieś tajemnice – i zawsze ciążyło nad nimi widmo katastrofy. Niby Dolina Muminków była azylem i oazą spokoju, ale wciąż coś budziło strach. I mimo przekonań dzisiejszych wydawców, że dla dzieci pisać trzeba bez motywów budzących strach – oraz najlepiej z dużą dawką pedagogicznych napomnień – opowieści Tove Jansson cieszą się ogromnym uznaniem dzieci i dorosłych. O sile tych lektur, a także o życiu i twórczości autorki, opowiada Boel Westin w obszernej i arcyciekawej biografii (która momentami chce zmieniać się w monografię świata Muminków) „Tove Jansson. Mama Muminków”. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy zetknęli się z niezwykłymi trollami i chcieliby choć trochę poznać kulisy ich powstawania. Ale to także znakomity tytuł dla wiernych czytelników Jansson, oscylujący między powiadaniem życia a próbami dokonywania analiz dzieł.

Boel Westin czuje się emocjonalnie związana z bohaterką swojej książki, a także z wytworami jej wyobraźni – co sprawia, że może z pełnym zrozumieniem prowadzić czytelników przez meandry egzystencji autorki jako malarki i pisarki. Jest fachowa, kiedy dokonuje analiz dzieł Jansson (nawet jeśli uzna się, że nadużywa tu narzędzi podsuwanych przez Freuda), a sprawia wrażenie czułej i opiekuńczej, kiedy przedstawia życie prywatne Tove Jansson, jej relacje z rodzicami, związki, homoseksualizm i urządzanie domu. Sporą część obszernej biografii zajmują Muminki – w pewnym momencie opowieść o Tove Jansson zamienia się w historię o Muminkach, perypetie wydawnicze, pomysły edytorskie, recepcję, zwiększającą się popularność – aż po zainteresowanie produktem największych fabryk snów. Boel Westin otrzymuje dostęp do archiwum Tove Jansson i ze zgromadzonych tam materiałów wyłuskuje to, co najbardziej zainteresuje odbiorców. Wszystko, o czym pisze, niemal natychmiast zyskuje ilustrację – przytaczane są tu grafiki Tove Jansson, zdjęcia czy fragmenty zapisków i dzieł. Nie ma praktycznie motywu, który rozbudziłby ciekawość czytelników i pozostał zawieszony czy zapomniany. Westin ponadto wybiera dobry sposób prezentowania życia i dorobku popularnej autorki – o egzystencji pisze zajmująco i z zaangażowaniem, a przy omawianiu twórczości z kolei podsuwa fachowe komentarze – pozwala w ten sposób zaspokoić filologiczną ciekawość badaczy, ale nie odstrasza zwyczajnych odbiorców.

Jest „Mama Muminków” pełna tajemniczości i lekkiego lęku, zbliżonego do odczuć płynących z lektury tomów Jansson. Westin nie decyduje się na pogodną beztroskę czy w pełni mroczny klimat skomplikowanych losów postaci, skłania się raczej do tego, by o swojej bohaterce mówić jej językiem i sposobem myślenia. Widać to nie tylko w objaśnianiu dzieł, ale i – chociażby – w czułości przy przedstawianiu Tooti, życiowej partnerki Tove Jansson. Westin może sobie też pozwolić na bardzo szczegółowe, niemal kompletne omawianie losów kolejnych książek. Czytelnicy otrzymają zatem ogrom informacji, lecz nie poczują się nim przytłoczeni, raczej zachłannie będą śledzić losy kreatywnej autorki – a przy okazji dowiedzą się między innymi, jak ewoluowały Muminki. Ta pięćsetstronicowa i niekonwencjonalna biografia intryguje – i ze względu na twórczą drogę bohaterki, i ze względu na jej życiowe wybory, i ze względu na sam styl pisania, styl, który sprawia, że lektura mija niepostrzeżenie i poza zaspokajaniem ciekawości oraz głodu wiedzy dostarcza i odrobinę lekturowej przyjemności.

3 komentarze:

  1. Uwielbiam Muminki, wiec ta pozycja jest dla mnie obowiazkowa, szczegolnie, ze tak jak piszesz, nie jest to konwencjonalna biografia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytam to tomiszcze od jakiegoś czasu i im bardziej się w to zgłębiam tym bardziej mam wrażenie, że jest to zbliżone do mocno rozgrzebanego doktoratu, który ktoś musiał bardzo szybko obronić i nie zdążył uporządkować... Lektura jest męcząca, bo wątki przeplatają się w sposób nielogiczny [trudno orzec czy to są rozważania chronologiczne czy tematyczne], dużo jest powtórzeń, brak zdjęć rysunków i grafik, o których mowa w tekście [dlatego warto zaglądać na moomin PL - tam są TE obrazki których BRAKUJE w książce]. Co więcej? Jako wielbicielka słowa polskiego zaczęłam w książce poprawiać błędy stylistyczne tłumaczki. Sporo tego. Nie mówiąc o błędach w tłumaczeniu. Nie znam języka oryginału ale niektóre słowa i zdania aż krzyczą o litość. Reasumując: ciężko się to czyta nawet przy całej sympatii dla Tove. Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, niechlujstwa wydawnictwa czy samej autorki - Westin. Jedyne co mnie pociąga do lektury, to fragmenty zapisków Tove. Można się samemu nad nimi pochylić... Wydaje mi się, że Westin nie mała czasu na solidną analizę, która wymaga interpretacji i rezygnacji z niektórych wątków na rzecz spójności i przejrzystości. Jak ktoś lubi czytać rozgrzebane doktoraty, to niech sobie kupi. Ja nie polecam. PS. Bibliografia jest w większości po fińsku/ szwedzku. Toż nie można było podać ang tłumaczeń tytułów, albo polskich skoro pojawiają się takowe w tekście???"

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam zupełnie inne odczucia, przeplatanie się wątków jest zaletą, przynajmniej z punktu widzenia zwykłego czytelnika, którego bardziej rozbudowane analizy wątków mogłyby po prostu zmęczyć. Trudno, żeby pojawiły się wszystkie obrazki, o których mowa. Stworzenie bibliografii to akurat żaden kłopot dla badaczy.

    OdpowiedzUsuń