wtorek, 30 października 2012

Małgorzata Gutowska-Adamczyk: Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich

WNK, Warszawa 2012.

Powrót do Gutowa

Kiedy w „Cukierni pod Amorem” Małgorzata Gutowska-Adamczyk tworzyła historie z minionych wieków, czytało się je z zapartym tchem. Kiedy wracała do teraźniejszości, widać było pewną naiwność, właściwą bardziej powieściom dla młodzieży. W cyklu „Podróż do miasta świateł” infantylności już nie ma – tom „Róża z Wolskich” pozwala czytelnikom na swobodne przemieszczanie się między dziewiętnastowiecznym Paryżem i Warszawą z 2011 roku, a później i współczesnym Gutowem. Małgorzata Gutowska-Adamczyk ponownie zaprosi do okolic czytelniczkom już znanych i znowu przypomni o losach przedstawicieli kilku rodów – teraz z innej perspektywy. Jest zatem „Róża z Wolskich” nie mniej ciekawa od „Cukierni”, a na pewno dużo bardziej dojrzałą i atrakcyjna dla odbiorców. W swoich tomach „sagowych” zaczyna ta autorka przypominać historyczne powieści Joanny Chmielewskiej – to ten sam smak i radość z obcowania z żywą historią.

W „Róży z Wolskich” dwie opowieści – ta współczesna i ta dawna – przeplatają się ze sobą, lecz i dziwnie wiążą. Nina, wykładowca na uniwersytecie, jest zdominowana przez toksyczną matkę, zaborczą i despotyczną. Sto pięćdziesiąt lat wcześniej podobne męki przeżywa Róża, córka zesłańca na Syberię. Bez przerwy strofowana i karcona dziewczynka nie potrafi w dorosłym życiu ułożyć sobie relacji z innymi. Nina trafia do Gutowa i tam odkrywa ślady obecności Róży, słynnej malarki. Tymczasem beznadziejnie zakochana w księciu Róża próbuje zawalczyć o własną tożsamość w Paryżu, mieście świateł.

W dwóch światach autorka skupia się tym razem nie na szaleńczej pogoni przez dzieje, a na dwóch uczuciach – trudnych relacjach matki i córki oraz miłościach wzgardzanych córek. Każda z bohaterek ma inne zmartwienia: Róża nie mówi i zmaga się z niewyobrażalną biedą, Nina musi zorganizować pogrzeb nieznanej ciotki. Obie mimo bezustannej krytyki kochają swoje matki – i obie też chcą ułożyć sobie życie. Chociaż tło wydarzeń i okoliczności, zwyczaje, mody, możliwości i konwenanse dzielą te dwie bohaterki, w sferze uczuć nic się przez wieki nie zmienia. Co zresztą sprawia, że obie kobiety staną się czytelniczkom bardzo bliskie. Gutowska-Adamczyk chętnie ucieka do oswojonego już i klimatycznego Gutowa, ale tym razem nie musi zasłaniać się urokliwą atmosferą – przedstawia bowiem postać wiarygodną i interesującą. W przeszłości z kolei od dawna czuje się wyśmienicie – udowadnia to nawet po zmianie miejsca: dzięki kwerendom Marty Orzeszyny może odwoływać się do tła historycznego swobodnie. Tylko momentami ma się wrażenie, że za dużo chce zobrazować i wytłumaczyć – kiedy skupia się na opisywaniu rzeczywistości zamiast na wydarzeniach. To konieczne dla przekonania czytelników i nakreślenia kolorytu lokalnego, mimo że we współczesnej powieści byłoby zbędne.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk chętnie wraca do tego, co uwielbiają jej czytelniczki. Wyraźnie najlepiej czuje się w przedstawianiu dziejów przodków (przodkiń!), z przyjemnością zanurza się w historii i opowieściach z dawnych wieków. Rozkoszuje się tym, co ma do zaoferowania przeszłość – a jednocześnie udowadnia, że uczucia bohaterek są uniwersalne i nie zmieniają się – bez względu na otoczenie czy zwyczaje. Dzięki temu też zaskarbia sobie autorka uznanie odbiorczyń. W ujęciu Gutowskiej-Adamczyk minione wydarzenia historyczne liczą się mniej niż kwestie obyczajowości oraz mentalności ludzi. Autorka unika czerpania ze stereotypów, chce znajdować decyzje i postawy powtarzalne w różnych wiekach i zawsze wiarygodne, a mimo to zachowujące pozory jednostkowości. Oczywiście gdyby skupiała się Gutowska-Adamczyk wyłącznie na międzyludzkich relacjach, w końcu stałaby się męcząca. Jednak ona umiejętnie i z coraz większą wprawą wyważa proporcje między sferą uczuć, pasjami i marzeniami bohaterek, a przedstawianiem czasów, w których przyszło im żyć. Tu jeszcze motyw nieśmiertelności zwyczajnych kobiet – możliwości przetrwania w zapiskach, dokumentach czy nawet dziełach – niesie pociechę i obietnicę przetrwania.

Poza wszystkim staje się „Róża z Wolskich” tomem atrakcyjnym jako czytadło. Pozwala zanurzyć się w nieistniejący i odległy świat i przeżywać losy postaci z całą siłą. Akcja toczy się tu wolniej niż w „Cukierni”, można zatem na dłużej pozostać z bohaterkami – a dzięki międzylekturowym nawiązaniom ma się cały czas wrażenie przebywania w sielskim i idyllicznym Gutowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz