Media Rodzina, Poznań 2012.
Do słuchu
Małgorzata Strzałkowska budzi często podziw, tworząc logopedyczne rymowanki i łamańce językowe. W „Pejzażu z gżegżółką” po raz kolejny tworzy dla młodych odbiorców serię wierszyków, które pomagać mają w sztuce mówienia. Maluchy będą mogły wyćwiczyć wymawianie określonych grup głosek, powtarzając zabawne, a czasem bardzo trudne utworki. Dwa oblicza ma „Pejzaż z gżegżółką”. Chwilami jest to powrót do najlepszych tekstów Strzałkowskiej, imponujących pomysłów i budzących podziw literackich miniaturek, które rozbawią i pouczą. Czasem natomiast wkrada się w teksty rutyna, powtarzanie schematów i rymy gramatyczne, które sprawiają wrażenie wymuszonych czy infantylnych, a także mocno pedagogiczne morały. To ostatnie nie dziwi: lektury dające się ocenić jako edukacyjne cieszą się większym zainteresowaniem wydawców. Z tego też względu Strzałkowska zamieszcza na końcu tomu słowniczek trudniejszych pojęć, a czasem pisze wierszyki, które przy zwykłym odczytaniu będą dla dzieci niezrozumiałe (jak na przykład bajka z ziemniakami), za to ciekawe pod względem fonetyki.
Dużo jest w „Pejzażu z gżegżółką” wyliczeń. Autorka na bazie piętrowych wyliczanek układa kolejne zwrotki dłuższych wierszyków. To prawdziwe wyzwanie dla odbiorców, bo nie lada sztuką jest prawidłowe wymówienie wszystkich trudnych nazw. Maluchy mogą też zostać rozbawione skomplikowanymi i obco brzmiącymi wyrazami. Tyle że to zabawa, która może się znudzić – bo wyliczenia, poza atrakcyjną warstwą brzmieniową, nie niosą przecież żadnej dodatkowej treści i mocno ustatyczniają tekst. Polskie rzeki, miejscowości, nazwy zawodów, przypadkowe zbitki podobnie brzmiących wyrazów i… palindromy. To zajmie dzieci na długo – ale nie wiadomo, czy uda się kilkulatkom zapamiętać zwrotki-wyliczanki – a przynajmniej – czy będą chcieli mali czytelnicy wracać do takich bajek-niebajek, gdy osłuchają się już z nimi i oswoją z pierwszą radością kaskady dźwięków.
Najlepiej sprawdza się Strzałkowska tam, gdzie porzuca moralizowanie i pouczanie, a stawia na dobrą zabawę. Nie rezygnuje z zaskoczeń głoskowych i radzi sobie z absurdem. Najkrótszymi dowcipnymi logopedycznymi rymowankami przekona do siebie dzieci i ich rodziców – tu udowadnia, jak dobrze da się pogodzić językowe wyzwania z humorem i żartem. Zróżnicowaniu tematycznemu odpowiada tu również urozmaicenie sfery brzmieniowej – kolejne wierszyki pomagają w wyćwiczeniu innych głosek. Wiadomo, że rytm nadają tu konkretne dźwięki – właśnie z nastawienia na nie rodzi się tak miły dla najmłodszych absurd. Kilkulatki ucieszą się z rozmaitych aliteracji, bez wnikania w treść – w „Pejzażu z gżegżółką” Strzałowska czasami tworzy historyjki pozbawione sensu, za to zachwycające od strony dźwiękowej. Raz uruchamia też onomatopeje, co pozytywnie nastroi do lektury wszystkie maluchy.
Autorce z pomocą przychodzą i mechanizmy słowotwórcze. Strzałkowska chętnie sięga po nasycone emocjonalnie, nieobojętne stylistyczne formy, jeśli tylko może jej to wzbogacić głoskowe powtórzenia w tekstach. Pokazuje przyjemność tworzenia utworków logopedycznych – dzięki niej dzieci chętniej przystępować będą do żmudnych ćwiczeń. Nieprzypadkowo tomik ma podtytuł „językowy zawrót głowy”. Zdarza się, że drobne fragmenty nadają się nawet na dyktanda o wysokim stopniu trudności. Warto rozważyć i ten aspekt wierszyków z „Pejzażu”.
Małgorzata Strzałkowska zajęła się tu również stroną graficzną: kolejne teksty zostały ozdobione jej kolażami, pomysłowymi wycinankami i bohaterami z bajek: można pozazdrościć autorce talentu i graficznej wyobraźni. A jednocześnie trochę szkoda, że tło kredowych kartek zawsze pozostaje białe, jakby przypominało o poważnym w istocie przeznaczeniu książki. Przydałoby się tu jeszcze trochę koloru, by ostatecznie wtrącić małych odbiorców w przebogaty świat możliwości, jakie daje językowa wyobraźnia. Chyba że autorka wolała skupić się na płaszczyźnie brzmienia – co zresztą w pełni zrozumiałe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz