Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
Odrodzenie nadziei
Tytuł tej powieści nie zwodzi: „Słońce za zakrętem” wpisuje się w nurt historii obyczajowych, nasyconych niezbyt nachalnym optymizmem, historii, w których bohaterki muszą najpierw pokonać cały szereg trudności, by osiągnąć upragnione szczęście. Szczęście to z kolei wpisane jest w schemat podobnych scenariuszy, to obowiązkowa nagroda za wytrwałość i siłę. Dla czytelniczek natomiast wiąże się z obietnicą przyjemnej i w efekcie beztroskiej lektury. Magdalena Giedrojć korzysta ze struktury wakacyjnych lektury, by zmierzyć się z wcale nie wakacyjnymi problemami. Jej bohaterka, Beata, straciła sens życia: po wypadku samochodowym została skazana na wózek inwalidzki i pomoc niewiele rozumiejących rodziców – a tym samym i na wegetację w bloku. W jednej chwili runęły jej wszystkie plany i nie pozostała nawet nadzieja. Dziewczyna nie potrafi mówić o swoich problemach, więc konflikt z otoczeniem narasta. Wreszcie w wakacje rodzice wywożą ją do domu na wsi. W idyllicznym krajobrazie Beata może spróbować przewartościować swoje życie. Pozna też ludzi, którzy zmienią jej spojrzenie na świat.
Magdalena Giedrojć proponuje swoim czytelniczkom bajkę, tyle że w tej bajce znajduje miejsce na kalectwo, chorobę czy śmierć. Zagłębia się w psychikę pozbawionej marzeń o normalnym życiu młodej kobiety, ale próbuje też znaleźć usprawiedliwienie dla oskarżanej rodziny. Niewesołe rozważania przerywa obrazem niezwykłej przyjaźni i ludzi zjednoczonych we wspólnym celu. Od początku wiadomo, że zmiana otoczenia wpłynie pozytywnie na rozgoryczoną bohaterkę – ale w tej zmianie też kryć się będzie pewna przykra tajemnica.
Żeby jeszcze wzbogacić historię o przewidywalnym przecież, bo zakodowanym w optymizmie, przebiegu, Giedrojć sięga po odrobinę magii. Starsza pani, która przesiaduje na rynku, zna historię zaklinaczki zwierząt i chętnie dzieli się nią z Beatą – chociaż na początku odbiorczynie zostaną wstrzelone nagle w fabułę, która nie przystaje ani do obecnych czasów, ani do zmartwień bohaterki. Ma w sobie za to pewien specyficzny magnetyzm, roztacza aurę tajemniczości i obietnicę niespodzianki – przecież tam, gdzie w grę wchodzą paranormalne zdolności, wydarzyć się może bardzo wiele. Niespiesznie snuje się zatem opowieść w odcinkach, a tymczasem Beata może ze zdumieniem odkryć, że jednak jest komuś potrzebna i nie musi rezygnować z marzeń – powinna je tylko zmodyfikować.
I chociaż w wielu miejscach Giedrojć posługuje się utartym scenariuszem, ciekawy dla odbiorczyń będzie obraz szorstkiej przyjaźni miejscowych. To wizja daleka od kreowanych niegdyś przez chicklity, a przez to też bardziej atrakcyjna. W dodatku ani dla autorki, ani dla bohaterki nie wydają się kuszące obowiązkowe często w obyczajówkach dla pań romanse. W ten sposób, zachowując rytm lekkiej wakacyjnej powieści, Magdalena Giedrojć nie posługuje się wyłącznie stereotypami, potrafi zaskoczyć przyjemnie, nie rezygnując przy tym z warstw, które dostarczą czytelniczkom rozrywki.
Mimo poruszania trudnych tematów, „Słońce za zakrętem” jest powieścią ciepłą i zapewniającą relaks. Autorka ładnie prowadzi narrację, zmieniając ją nawet lekko przy zmianie opowieści, nie męczy czytelniczek, ale też nie nuży ich nadmierną prostotą – sięga po obrazy zapadające w pamięć i dodaje otuchy. Potrafi plastycznie opowiadać i jej książka stanie się na pewno jedną z częściej czytanych pozycji obyczajowych. Zasługuje na to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz