Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
Azyl dla serca
Punktem wyjścia dla historii Anny Karpińskiej „Chorwacka przystań” jest rzecz stała w powieściach obyczajowych dla pań, czyli romans. W prologu autorka zarysowuje jeszcze jeden ważny motyw: konflikt bohaterki z córką, która nie ma zamiaru powielać błędów rodzicielki. Anna w latach 90. wyjeżdża do Chorwacji jako korespondentka wojenna. Tam poznaje przystojnego Blaża, w myślach już opracowuje rozstanie z mężem w Polsce. Życie toczy się jednak inaczej i Anna jest zmuszona zmienić priorytety. Z Blażem komunikuje się przez cały czas listownie. Po latach przed podobnym wyborem między przewidywalnym i spokojnym Polakiem a porywczym Chorwatem stanie córka Anny.
Karpińska sprawia wrażenie, jakby sama była mocno znudzona miałkimi scenariuszami obyczajówek i zdaje się pytać, ile razy można powtarzać ten sam banalny schemat w imię odwzorowywania codzienności. Dla tej autorki zwykła codzienność musi być tylko dodatkiem do emocjonujących przeżyć. Karpińska nie pozwala Annie zmęczyć się rutyną – na początku wysyła ją w wojenną zawieruchę, a potem… potem nie musi się już niczym martwić, bo czytelniczki zostaną z nią do końca, całkowicie kupione pierwszymi obrazami.
Lubi autorka modyfikować narrację. Przeplata opowieść depeszami Anny, listami do i od Blaża, fragmentami jego powieści, a potem dołącza do historii też głos córki Anny. Nie znosi najwyraźniej rutyny, na co wskazuje też dążenie do swobodnego operowania czasem – rozdziały są datowane, co pozwala Karpińskiej na przeskakiwanie w czasie i przestrzeni do co ciekawszych partii życia. Nie ma przy tym w rozmaitych powieściowych „dokumentach” zbyt ostrych zmian stylu, więc powieść będzie się czytać wygodnie. Z jednym małym wyjątkiem: kiedy Anna rodzi dziecko, niemal natychmiast zaczyna do niego dziubdziać, czyli, zwracając się do dziewczynki, posługuje się wyłącznie zdrobnieniami i spieszczeniami. Soczki, kubeczki, rączki i lizaczki, jeśli ktoś zwróci uwagę na ten przesyt raz, może się lekko zirytować. Nie mam pojęcia, czy wprowadza to autorka świadomie, czy odruchowo – maniera jest okropna (a wcale nie tak rzadka). Tym gorsza, że cała książka napisana została praktycznie bez błędów i podobnych zadr. Na szczęście, gdy dzieci dorastają, Anna nie traktuje ich już z tą okropną słodyczą i wszystko wraca do normalności.
W „Chorwackiej przystani” udało się Annie Karpińskiej stworzyć literacki azyl, miejsce ucieczki nie tylko dla bohaterki, ale również dla czytelniczek, które bez wątpienia skorzystają z możliwości oderwania się od przyziemnych spraw. Zwłaszcza że Karpińska przez cały czas ignoruje istnienie baśniowych scenariuszy imitujących rzeczywistość, raczej stara się wskazać to, co na co dzień przydarza się raczej rzadko, nie interesuje jej przyglądanie się sprawom postaci dzień po dniu, wybiera momenty przełomowe lub chociaż ważne. I tak jej obyczajówka nabiera życia i tempa, a dla odbiorczyń będzie stanowić oryginalną i wartą uwagi pozycję.
Cenny staje się zwłaszcza fakt, że chociaż romans jest tu siłą napędową fabuły, Karpińska nie decyduje się na najprostsze, niemal oczywiste rozwiązania. Stawia bohaterkę przed trudnymi wyzwaniami i wcale nie chce jej pomagać w dokonywaniu wyborów. Nie odchodzi zbyt daleko od realiów bliskich czytelniczkom, a jednak zapewnia im dawkę egzotyki, a przynajmniej uwalnia od natrętnie powtarzanych rozwiązań. Widać, że nie chce odwoływać się do pomysłów powielanych ciągle w innych obyczajowych scenariuszach, szuka dla siebie miejsca w literaturze rozrywkowej – i z powodzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz