niedziela, 2 września 2012

Teatr Rampa: Monsters. Pieśni morderczyń

Melodia zabijania

Cztery kobiety jakby żywcem przeniesione z męskich fantazji: wamp, niewinna uczennica, pielęgniarka i prostytutka. Wkraczają na scenę nie jako demony seksu, a demony śmierci. To monsters, bezwzględne morderczynie, kobiety, które odbierają życie zamiast je dawać. „Zabiłam”, przyznają kolejno. Czeka je kara śmierci i… wieczny żywot w popkulturowych produkcjach: książkach, filmach czy piosenkach, bo zło ma ogromną siłę przebicia, fascynuje i zapładnia wyobraźnię.

„Monsters. Pieśni morderczyń” to muzyczny spektakl Teatru Rampa, mariaż mrocznych utworów Nicka Cave’a, Boba Geldofa, Toma Waitsa i Renaty Przemyk z drobnymi scenkami, w których autor spektaklu próbował zmieścić notki biograficzne kolejnych sławnych morderczyń. W dobie brutalizacji doniesień medialnych i wszechobecności tragedii w serwisach informacyjnych, suche fakty i liczby nie zawsze zrobią wielkie wrażenie, jednak reżyserowi udało się wpleść kilka razy spostrzeżenia wstrząsające. Licytacja na trupy przemienia się niekiedy w pytanie o przyczynę. Ale tego pytania nikt naprawdę nie chce zadawać: to życiorysy są kanwą kolażowej opowieści. I wystarczy. Morderczynie kolejno trafiają na scenę, wywoływane z mroków przeszłości. Każda specjalizuje się w innym pomyśle na zadawanie śmierci oraz na wybór ofiar. Są tu dzieciobójczynie i kobiety panicznie bojące się mężczyzn, są bezwzględne mścicielki i „prawie niewinne”, jakby zadziwione swoimi czynami. Zdradzają zaledwie niewielką część swoich postępków, o zbrodniach opowiadają z fascynacją, strachem, pomieszaniem zmysłów czy świadomością własnej siły. Zamysł spektaklu opiera się na kontraście między stereotypem kobiety jako istoty kruchej, słabej i delikatnej, a okrucieństwem prezentowanym przez spotworniałe zabójczynie. Choć walka jest męską rzeczą, a „kobiety nucą pieśni”, w pieśniach morderczyń nie ma miejsca na słabość.

Część miniscenek ociera się świadomie o kicz i dosłowność. Dziewczyna w obcisłym skórzanym stroju orgiastycznie wije się na trumnie, co pewien czas tańczy przy ścianie jak przy rurze i posługuje się rynsztokowym językiem. „Gotowanie i zabijanie” to największy chyba w całym spektaklu inscenizacyjny przesyt, z ciekawej opowieści robi się parodia konsumpcyjnej kulturowej papki, ale naprawdę dzięki temu śmiech może przesłonić grozę. Przy oszczędności środków wyrazu nie udałoby się rozbawić widzów, a przecież „Monsters” ma pełnić funkcję rozrywkową.

Charakterystyczne dla spektaklu są mocno rozbudowane songi: Cztery aktorki z Rampy sprawiają, że chce się tych śpiewanych relacji słuchać bez końca. Nie ma tu jednak operowania skrótem i zaskoczeniem, element grozy czy dreszcz emocji mieszczą się nie w pomyśle konstrukcyjnym, a w treści. Publiczności to nie przeszkadza, chociaż nietrudno zauważyć, że to partie nieinformacyjne wywołują największe wrażenie. W tym spektaklu przez cały czas strach musi mieszać się z rozbawieniem czy swoistą sympatią wobec morderczyń, stąd bierze się czasem estetyka kampu i ukłon w stronę upodobań masowej publiki.

Ale „Monsters” to przede wszystkim cztery wspaniałe śpiewające aktorki i cztery sceniczne indywidualności. Małgorzata Duda-Kozera potrafi rozbawić temperamentem i energią, Ewa Lorska dobrze sprawdza się w lirycznych balladach, a Dominika Łakomska, kiedy tylko może na chwilę zdjąć maskę kurwy-bogini, imponuje silnym głosem i celnymi interpretacjami utworów. Bezapelacyjnie najlepsza jest tu, i wokalnie, i aktorsko, Dorota Osińska: aż szkoda, że nie śpiewa w „Monsters” więcej, bo jej chciałoby się słuchać bez końca. Jako jedyna potrafi w trakcie utworu uruchomić cały wachlarz emocji i zróżnicować śpiew na tyle, by samym brzmieniem głosu przekazać tragedię przedstawianej bohaterki. Jako jedyna tego właśnie na scenie potrzebuje: Osińska nie opowiada historii, przenosi za to emocje.

„Monsters” to spektakl, któremu trudno się zdefiniować: czy ma być lekką produkcją rozrywkową, czy zestawem mrocznych prawd o okrucieństwie ludzkiej natury. Przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę i w efekcie zapewnia odbiorcom dawkę niezapomnianych i ti nie tylko muzycznych wrażeń. Piosenki z „Monsters” nuci się długo po wyjściu z teatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz