W.A.B., Warszawa 2012.
Skok życia
Ta historia nie brzmi wiarygodnie i najprawdopodobniej, gdyby nie zapewnienia autora, wielu czytelników miałoby problem z jej zaakceptowaniem. To po prostu nie miało prawa się wydarzyć i żaden autor obyczajówek nie zapuściłby się w podobne rejony, ba, nawet odrzuciłby przypuszczenia o takiej możliwości. Zamiast czynnika spajającego fabułę pojawia się tu romantyzm – i wielka dawka idealizmu, wiara w słuszność własnych racji podszyta młodzieńczą brawurą. I to musi wystarczyć, bo Ben Mezrich nie szuka dla swojego bohatera innych usprawiedliwień. Stawia przed nim zadanie nierealne i kompletnie nierozsądne.
Thad wychowywany w rodzinie Mormonów popełnia wielki grzech: uprawia seks z Sonią, swoją pierwszą wielką miłością. Gdy przyznaje się do tego czynu, musi dziewczynę poślubić, lecz i tak zostaje wyklęty przez najbliższych. Chłopak trafia na staż do NASA i tam poświęca się nauce. Jest też duszą towarzystwa, potrafi zrobić wiele, by zaimponować znajomym. Pewnego dnia w jego umyśle rodzi się plan wykradnięcia „odpadów” próbek z kosmosu i sprzedania ich na czarnym rynku. Katalizatorem jego działań staje się piękna stażystka, dla której warto zrobić wszystko…
W „Seksie na księżycu” znienacka uczciwy i skromny chłopak zmienia się w geniusza, zdobywającego kolejne stopnie wiedzy i astronomicznego wtajemniczenia. Kiedy już nastąpi szczyt intelektualnego rozwoju, bohater powraca do etapu błędów i braku rozsądku – nie potrafi przewidzieć konsekwencji swoich czynów, nawet przez moment nie waha się przed podejmowaniem ryzykownych działań. Chociaż decyduje się na kradzież na wielką skalę, zachowuje się raczej jak dziecko, które próbuje wynieść ze sklepu batonik. To jedyny minus w konstrukcji powieści, bo cała reszta została starannie przygotowana. W NASA Thad poznaje rozmaite szczegóły związane z badaniem kosmosu, a stała obecność informacji przyczynia się do uprawdopodobnienia kolorytu lokalnego. W płaszczyźnie uczuciowej autor nieco idealizuje związki Thada – lecz to akurat zabieg potrzebny do uzasadnienia jego chęci popełnienia przestępstwa. I tylko działanie, dalekie od tego, co znaleźć można w każdym przeciętnym kryminale, zaburza całość.
„Seks na księżycu” to powieść o nieskomplikowanej tak naprawdę fabule, a oparta na faktach, dokumentach i relacjach uczestników wydarzeń. Ben Mezrich stara się przede wszystkim uporządkować materiały – i w zasadzie nie dopuszcza do wprowadzania do fabuły jakichkolwiek śladów z zewnątrz: poza światem Thada nie ma tu miejsca na nic innego, każdy dodatkowy motyw wydawać się będzie zbędny. To książka maksymalnie zawężająca zasięg (chociaż paradoksalnie otwierająca się na sfery niedostępne przeciętnemu czytelnikowi), koloryt lokalny uniemożliwia nawiązanie do zwyczajnej egzystencji.
Ben Mezrich stawia w tej książce przede wszystkim na sceny, które bliskie są ujęciom filmowym. Lubi przyglądać się zachowaniom i gestom swojego bohatera, a przy chwilowym bezruchu przedstawiać jego myśli i emocje. Thad znajduje się cały czas w centrum uwagi i w zasadzie nie może schować się przed czytelnikami. Ma być katalizatorem intrygi, a momentami nawet okazuje się jej więźniem, przynajmniej w wymiarze literackim. Zwykle autorzy nie mogą sobie pozwolić na takie osaczenie postaci, ale Thad – z uwagi na niezwykłość przeżyć i pomysłów – może pomóc w zagospodarowaniu swoją osobą całego tomu.
Udało się autorowi napisać książkę oryginalną. Daleko jej do wciąż powtarzanych popscenariuszy, a chwytliwy tytuł wcale nie oznacza, że będziemy mieć do czynienia z literaturą pornograficzną, zapewnia za to udany chwyt marketingowy. Jest w „Seksie na księżycu” miły powiew świeżości, przez co tom okaże się atrakcyjny dla znudzonych stałymi konwencjami w literaturze rozrywkowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz