Świat Książki, Warszawa 2012.
Romans i życie
Zaczyn się jak w scenariuszu typowego harlequina. Miranda ze względu na kłopoty wychowawcze, jakie sprawia jej syn, musi przenieść się z dziećmi z Londynu na wieś. To oznacza też pięciodniowe rozłąki z mężem. Ale mąż nie narzeka na taki stan rzeczy, bo może bezkarnie sypiać z najlepszą przyjaciółką Mirandy. Osamotniona kobieta natomiast potrzebuje pomocy – w pewnym momencie w jej posiadłości pojawia się bardzo przystojny francuski ogrodnik. Gdyby dalej wszystko toczyło się zgodnie z literackimi schematami, książka nie byłaby warta uwagi – jednak Santa Montefiore rozgrywa historię zupełnie inaczej, swobodnie podróżując w czasie i odkrywając tajemnice dwóch kobiet, które mieszkały w wielkim domu z zaczarowanym ogrodem.
Autorka wyraźnie chce unikać banału, z wprawą omija ograne rozwiązania i stereotypy, które zakłóciłyby odbiór książki. Przez cały czas bazuje na wielkich uczuciach, lecz romans prezentuje nie tam, gdzie by się tego spodziewały odbiorczynie. Pozwala swoim bohaterkom na przeżywanie bardzo silnych emocji, ale w tej sferze nie szuka kiczu i cukierkowych zagrań. „Francuski ogrodnik” momentami zmienia się z romansu w ciekawą powieść obyczajową i jako taki zyska nawet większe uznanie czytelniczek. Montefiore niby chce wplatać do akcji miłość silniejszą niż wszystko inne, ale nie zapomina też o realizmie w reakcjach swoich postaci, dzięki temu nie będzie męczyć odbiorczyń nieprawdopodobnymi scenkami – przynajmniej nieczęsto.
W okolicznościach szalenie sprzyjających tandetnemu romansowi autorka wyszukuje całkiem sporo tematów z diametralnie różnych dziedzin. Nieco uwagi poświęca zachowaniom chłopca, przez którego pojawiła się konieczność przeprowadzki: próbuje go nieco zrehabilitować w oczach odbiorczyń, a przy okazji i zwrócić uwagę na podstawowe błędy wychowawcze, których dałoby się uniknąć. Prezentuje też toksyczne relacje dwóch niby-przyjaciółek, z których jedna czerpie satysfakcję z dokuczania drugiej. Jest tu wyrozumiały i troskliwy przyjaciel-gej – ukłon w stronę amerykańskich fabuł. Do tego zanurzenie w przeszłość pozwala lepiej poznać wybory jednego z bohaterów. Przy mnogości wątków nie można się już dziwić, że powieść zajmuje prawie pięćset stron: na pewno autorka w niej nie zanudzi.
Perypetie dwóch kobiet, przedstawicielek dwóch pokoleń, opisuje Montefiore językiem dziewiętnastowiecznych romansów, co dziś daje efekt nieco kiczowaty, przynajmniej chwilami. Autorka lubuje się w opisach mocno przesyconych doznaniami zmysłowymi, zwraca uwagę na barwy, zapachy i dźwięki. W ten sposób celowo spowalnia narrację, a jednocześnie buduje charakterystyczny dla całej historii klimat niespiesznego przeżywania tego, co w życiu jest najważniejsze. Niemal każdy akapit jest tu przesycony szczegółowymi analizami wyglądu otoczenia, Montefiore nie tyle nie pozostawia miejsca na domysły, co usiłuje w odbiorczyniach wywołać wrażenie prawdziwości historii. To jej pomysł na urealnienie fabuły – w dzisiejszych czasach i przy dzisiejszych modach na tekstowe rozwiązania w literaturze rozrywkowej jest to raczej odrealnienie, ale ów fakt nie ma znaczenia. Liczy się nastrojowa, wolna powieść ze sporą dawką wrażeń. We „Francuskim ogrodniku” tych na pewno nie zabraknie.
Montefiore proponuje czytadło dla pań – historię w klasycznym stylu, tyle że odartą z banału eksploatowanych nad miarę rozwiązań. Dostarcza rozrywki i relacji, w której ważniejszą rolę odgrywają wielkie namiętności, porywy serca i silne uczucia: te jednak nie wszystkim bohaterom przysłaniają ogląd rzeczywistości. Udało się autorce stworzenie romantycznej powieści ale ze stonowaną porcją idealizmu, zahaczającą – mimo stałej magii w ogrodzie – o normalność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz