czwartek, 13 września 2012

Magdalena Skopek: Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi

PWN, Warszawa 2012.

Urok tundry

Swoją podróżniczą książką „Dobra krew” Magdalena Skopek przenosi czytelników do innego świata – z daleka od cywilizacji i rozrywek, świata, w którym liczy się to, by przetrwać w maksymalnie niesprzyjających warunkach. Wyrusza w tundrę, by wśród sympatycznych i gościnnych Nieńców poznawać zupełnie obcą kulturę. W „Dobrej krwi” nie ma informacji z turystycznych przewodników, zresztą w opisywane przez autorkę rejony turyści raczej by się nie zapuszczali. Wszystko opiera się na obserwacjach i doświadczeniach – a że Magdalena Skopek jest ciekawa świata, przez cały czas stara się przestrzegać lokalnych zwyczajów. Oczywiście próbuje też żyć tak, jak jej gospodarze, powtarza ich czynności, ciągle się uczy i o wszystko dopytuje. Co, dlaczego, do czego doprowadzi – jest autorka trochę jak małe dziecko, zafascynowana nowościami, pragnie dowiedzieć się jak najwięcej i uporządkować doznania. Pisze więc dziennik i starannie notuje w nim wszystkie odkrycia. Zdarza się, że sama śmieje się z własnej naiwności czy niedomyślności, żartuje sobie, gdy znajdzie sposób na właściwe korzystanie z typowych dla Nieńców przedmiotów. Autoironia uruchamia się jej nawet przy okazji załatwiania fizjologicznych potrzeb – w końcu każdą pomyłkę da się dobrotliwie wyśmiać. W tym tonie utrzymana jest cała książka. Skopek stara się przede wszystkim zwyczajnie żyć – jedyny wyjątek robi, gdy utrwala na zdjęciach zwyczajne dla mieszkańców czynności i zajęcia.

Od pierwszych stron tomu widać charakterystyczną dla autorki tendencję do opisywania tylko tego, co zobaczone. Skopek koncentruje się na własnych zmysłach, nie uzupełnia zapisków o dane z podręczników, odnosi się za to do literatury i od czasu do czasu sięga po cytaty autorów, którzy przed nią przemierzali tundrę. Bardziej jednak interesuje ją utrwalanie własnych wrażeń. Dzięki temu odbiorcy otrzymują bardzo dokładne sprawozdania z egzystencji w miejscu, w którym zatrzymał się czas. Co ciekawe, nie ma u Skopek sensacji ani fascynacji nieznaną dotąd rzeczywistością, nie ma tęsknoty za wygodnym życiem, zdziwienia czy odrazy. Dla autorki życie w tundrze jest naturalne i wcale nie takie trudne – przynajmniej takie wrażenie ma się podczas lektury.

Notowanie obserwacji to jedno. Drugi element „Dobrej krwi” stanowią zwykli ludzie napotkani na szlaku, gościnni, spieszący z pomocą, często dowcipni lub też mający swoje wady, ale zawsze przyjaźnie nastawieni. Magdalena Skopek wsłuchuje się w ich historie i przeżywa je – ludzie są dla niej najważniejszą częścią wyprawy. Traktuje ich z widocznym w narracji szacunkiem, a oni odwdzięczają się, wprowadzając autorkę w ich codzienność.

W „Dobrej krwi” jest jeszcze motyw, który co wrażliwszych czytelników może odstraszyć – to kulinarna strona całej wyprawy, trochę już akcentowana w tytule książki. Jedzenie wnętrzności reniferów łączy się tutaj z turpistycznymi zdjęciami, na których umorusane krwią dzieci uśmiechają się do obiektywu. Część fotografii może rzeczywiście odebrać apetyt – ale to najlepszy dowód, że autorka nie zamierza upiększać rzeczywistości czy cenzurować jej w trosce o wrażliwość wychowanych w innej kulturze odbiorców. W „Dobrej krwi” nie ma mowy o segregowaniu zwyczajów i manipulowaniu faktami. W tym momencie trochę szkoda, że autorka rezygnuje z wyrażania własnych opinii i komentowania nowych doznań – chyba że rzeczywiście przestawienie się na regionalne specjały nie sprawiło jej żadnego kłopotu… „Dobra krew” to książka, przy której część czytelników zada sobie pytanie, czy warto byłoby pójść śladami autorki, a część będzie pewna, że nigdy w życiu na podobną przygodę się nie zdecyduje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz