Zysk i S-ka, Poznań 2012.
Spis zadań
W przełomowym momencie życia Marta postanawia stworzyć listę szaleństw, czyli rzeczy, których nie zrobiła dotąd, ze względu na rozsądek, opinię i stałego faceta. Ale kiedy facet przestał być tym wymarzonym i wspólnie zdecydowali o rozstaniu, prawie trzydziestoletnia atrakcyjna kobieta nie może ciągle płakać i załamywać rąk. Musi zacząć działać. Wprawdzie lista nie jest długa i raczej nie zaskoczy oryginalnością, ale zapoczątkuje tak potrzebne zmiany. A kto wie, może też przyniesie poprawę losu?
Magdalena Lewecka sięgnęła po katalizator, który do tej pory sprawdzał się zwłaszcza w amerykańskiej literaturze rozrywkowej i warsztatach twórczego pisania: listę zapewniającą szkielet fabuły w powieści rozrywkowej. Tyle że dla niej to punkt wyjścia, a nie cała konstrukcja powieści. I dobrze, bo chociaż bohaterka trzyma się swojego postanowienia o wcielaniu w czyn kolejnych szaleństw, nie wzmacnia się przez nie i często żałuje. Na szczęście szybko wciąga ją wir zwyczajnego życia. Życia, w którym jej były mimo wszystko będzie się pojawiał – w końcu rozstanie z facetem nie może spowodować rozstania z jego siostrą, najlepszą przyjaciółką Marty. Jak na chicklit przystało, przewija się tu w tle zapowiedź zupełnie nowego życia i kresu dotychczasowych problemów: autorka dobrze wie, co chciałyby przeczytać jej odbiorczynie i tego się konsekwentnie trzyma. Lista szaleństw na wstępie to pewnego rodzaju wpisowe, próba wprowadzenia do rzeczywistości bohaterki rysu nieprzewidywalności – zwłaszcza że potem wszystko będzie się odbywało według jasnych dla odbiorczyń reguł.
Ponieważ autorka nie chce daleko odchodzić od codzienności i zwyczajności, ani też przesycać fabuły oryginalnymi wydarzeniami, powieść z konieczności musi być nierozbudowana i dość szybka w lekturze. „Moja lista szaleństw” zalicza się do rozrywkowych książek-wytchnień, chwilowych odskoczni w świat sympatycznych bohaterek, które właśnie muszą coś zmienić w swoim życiu. Tu nie chodzi o rozkoszowanie się akcją, a o przemycenie baśniowej nadziei w przeciętności. Na dobrą sprawę losy Marty nie zafrapują odbiorczyń tak bardzo jak sam fakt oczekiwania na spełnienie marzeń i ułożenie się życia. To dobry los staje się właściwym, choć do końca ukrytym bohaterem powieści.
Zwłaszcza dla młodszych czytelniczek zaletą książki będzie jej prosty i potoczny język, język właściwy dla chicklitów. Tu nie ma szukania literackości, piękna prozy czy rytmu opisów – język pomaga zidentyfikować bohaterkę, styl ją uzupełnia, a nawet momentami definiuje. Zwyczajna opowieść musi być prowadzona zwyczajnym językiem, w przeciwnym razie odbiorczynie nie przekonałyby się do losów trzydziestolatki. Ten wybór pomaga książce, pasuje do fabuły i do charakteru bohaterki – chociaż zatem sama historia nie odciśnie się w pamięci, Magdalena Lewecka umiejętnie połączyła dwie sfery książki w sensowną i spójną całość.
To może być powieść rozrywkowa w sam raz dla zabieganych i zapracowanych kobiet sukcesu, lub też pań domu zmęczonych rutyną, młodych wiekiem lub duchem – w sam raz na odcinek serialu, niewymagający wysiłku umysłowego relaks i odprężenie. To błyskawiczna ucieczka od zwykłych zmartwień składających się na codzienność – rytm tej książki na chwilę oddala rzeczywiste kłopoty. Jest to zatem propozycja dla tych pań, które szukają baśniowego scenariusza w imitującej prawdę bajce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz