Klin, Warszawa 2012.
Powrót
Joanna Chmielewska wróciła. Jej ostatnie powieści nie napawały optymizmem i raczej zniechęcały do sięgania po kolejne tomy. Ale „Krwawa zemsta” to nawiązanie do najlepszego pisarskiego okresu Chmielewskiej, zestaw świeżych pomysłów, galeria oryginalnych postaci i wreszcie akcja z udaną intrygą. Dawniej twierdziłoby się – ot, kolejny bestseller. Teraz – prawdziwa niespodzianka dla wiernych czytelników. „Krwawa zemsta” jest praktycznie pozbawiona tych błędów, które przyprawiłyby o zgrzytanie zębów w poprzednich tomach. Nie będzie tu niekończących się posiedzeń przy jedzeniu, ani powtórzeń, ani wykładni przekonań autorki. Pozostaną barwne dialogi, ale teraz pasują do całej powieści.
Chmielewska wróciła do tego, co jej czytelnicy uwielbiali. Pojawia się tu biuro projektowe (oczywiście inne niż przed dekadami) i skandynawska współpraca. Pojawiają się tu sceny jak z „Lesia” i małżeńskie perypetie trochę jak z „(Nie)boszczyka męża”, ale o powieleniu wątków nie ma mowy. Tyle że tak przedziwni bohaterowie właściwie nie powinni istnieć, szansę na burzliwą egzystencję otrzymują jedynie w niezwykłej powieści Chmielewskiej: tu funkcjonują jako postacie z krwi i kości, a że przedstawieni są w karykaturalnej formie – to już nikomu nie przeszkadza.
Majka kocha swojego męża, niestety temu mężowi zakręciła właśnie w głowie Kręcidupcia. To akurat, jeśli pominąć oryginalny styl podrywania cudzych mężów, nie tylko literacki banał. Ale za sprawą nietypowych charakterów i kompletnie nieprzewidywalnych reakcji bohaterów banał zamienia się w naprawdę intrygujący scenariusz, nikt nie jest w stanie wymyślić, co tu się jeszcze wydarzy. Chmielewskiej udaje się za to przemycić między wierszami znakomity poradnik na małżeńskie kryzysy – znakomity, tyle że niemożliwy do zastosowania. Dlaczego? To stanie się oczywiste po lekturze.
Jeśli chodzi o język, Joanna Chmielewska odrobinę wycofała się z coraz bardziej nieprzezroczystego stylu (chociaż próbka językowego dziwoląga widnieje na okładce, na szczęście aż takie stężenie słownej ekwilibrystyki przytrafia się w samym tomie rzadko i jest do zniesienia). Teraz bohaterowie porozumiewają się czasem na granicy normalności – ale w ten rytm szybko się wpada. Chmielewska też nie męczy na siłę wtykanymi w dialogi żartami i dzięki temu udaje jej się co jakiś czas mile i rozrywkowo zaskoczyć odbiorców. Najważniejsze, że całkowicie zrezygnowała z powtórzeń i z tego, co zasłyszane. W produkowaniu żartów sprawdza się dobrze, co widać zwłaszcza w dialogach i bez odniesień do obiegowych kawałów.
Uroku książce dodaje tak charakterystyczny dla czasu z „Wszystko czerwone” klimat. To wreszcie nie bezosobowa przestrzeń, ale sfera nasycona promieniującymi z postaci cechami – emocje udzielają się czytelnikom, przynajmniej te pozytywne. Chmielewska jako autorka odzyskuje pogodę ducha, przypomina sobie, jak bawić kryminałem i teraz dopiero może konkurować z innymi twórcami literatury rozrywkowej. W „Krwawej zemście” dzieje się sporo, a autorka nad tym bez problemu panuje. Dostarczy odbiorcom dobrej zabawy – i zlikwiduje nieprzyjemne wrażenia jakie wywołała tomem „Gwałt”.
W „Krwawej zemście” poszczególne mechanizmy w samej konstrukcji zbliżają się do rozwiązań z najlepszych powieści tej autorki, ale nie da się odczytywać tomu w kategoriach autoplagiatu – nie, kiedy powieść przynosi wreszcie upragniony efekt i staje się miłym, ciekawym czytadłem wywołującym śmiech. Chmielewska po kilku książkach nieudanych porzuciła manierę, która stawała się już nieznośna i przypomina o tym, co w jej prozie dobre.
cóż, faktycznie lepsze od poprzednich (Gwałtu normalnie nie mogłam strawić i jest to jedyna książka przy ktorej się poddałam i odłożyłam na półkę) Jednak dla mnie "Krwawa zemsta" nadal nie umywa się do wcześniejszych książek, a posiadówki przy winie, piwie, finlandii, koniaku są niestety niesmaczne (a akurat u Cmielewskiej ceniłam wątki spożywcze, jednak od pewnego czasu jakieś zaćmienie chyba nastąpiło u tej autorki...)Ogólnie jest lepiej ale niestety nadal słabiutko.
OdpowiedzUsuńmam właśnie porównanie ze wszystkimi ostatnimi: od pewnego czasu naprawdę nie mogłam większości strawić i brnęłam tylko po to, żeby dobrnąć do końca ("Gwałt" to było ekstremalne doświadczenie), ale też przy "Krwawej" po raz pierwszy od dawna się nie męczyłam. Fakt, że posiadówki są niesmaczne i mało ciekawe, ale tu przynajmniej krótkie. Poza tym też nie wierzę w powrót do tekstów najlepszych, więc jak na Chmielewską teraz - to książka jest naprawdę dobra.
OdpowiedzUsuń