środa, 26 września 2012

Izabela Meyza, Witold Szabłowski: Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem

Znak, Kraków 2012.

Powrót do przeszłości

Dziwny to eksperyment i nie wiem, czy w ogóle potrzebny był autorom – bo do wyciągnięcia wniosków, które w książce się pojawiły, wystarczyło wczytać się w relacje z przeszłości. Dziwnie został opisany – tematycznie, a nie chronologicznie. I dziwnie przebiegał, bo przecież od rzeczywistości nie dało się tak zwyczajnie uciec w przeszłość. Witold Szabłowski razem z żoną, Izabelą Meyzą oraz dwuletnią córką Marianną na pół roku przenosi się do PRL-u. Przeprowadza się do mieszkania urządzonego jeszcze w minionej epoce, kupuje malucha, postanawia stać w kolejkach. Rozwiązań powstałych w ten sposób problemów szuka u rodziców i sąsiadów, którzy dobrze pamiętają PSL. I próbuje żyć tak jak starsze pokolenie. Tyle że to od początku do końca teatr – bo przecież otoczenie się do PRL-u nie przenosi i w każdej chwili można wrócić.

Przeżywają autorzy kilka ciekawych doświadczeń: podróż do nieistniejącego już ośrodka wczasowego kończy się spaniem pod namiotem, a nuda dziecka – kreatywnością i wspólną zabawą. Na pół roku porzucają komórki i laptopy (to ostatnie zresztą okazuje się fikcją) i uczą się otwartości na innych ludzi. Ale sporo jest też wyzwań kompletnie nietrafionych – imitowanie stania w kolejce, kwestie odzieżowe i higieniczne… w teatr wkrada się karykatura, która trwa – ale trwa poza wzrokiem i świadomością czytelników, bo autorzy zamykają temat, zanim zrodzi on konkretne pytania. Używanie będą tu mieć psychologowie, bo w nowym-starym otoczeniu mocno zmienia się mentalność autorów. Ona zaczyna gderać i narzekać, on – chociaż we własnych wyjaśnieniach bardzo cierpi, gdy musi zrezygnować z pomocy w pracach domowych – coraz częściej chodzi na wódkę i przestaje się nią interesować. Wszystko prowadzi do rozpadu – i dla części odbiorców bardziej interesujący wyda się powrót do normalnego życia.

Nie ma konsekwencji w zachowaniach bohaterów. Raz ubolewają z powodu braku łączności ze światem, raz on dzwoni do domu, że się spóźni. Chcą żyć jak w PRL-u, ale nie mają do końca dopracowanego pomysłu, jak ten stan osiągnąć. Życzliwe rady osób przychylnych projektowi mocno się wykluczają, bo każdy dawne czasy pamięta inaczej – w efekcie tworzą autorzy na prywatny użytek skansen, ale niewiele z tego wynika.

Na szczęście swoje doświadczenia opisują w felietonistyczno-reportażowym stylu. Przytaczają sporo cytatów (te z PRL-u z reguły znajdują w internecie, nie zapomnieli też o książkach) i wypowiedzi znajomych, sąsiadów oraz przypadkowych rozmówców: to ożywia tom, ale też zdradza różnice w mentalności dyskutantów. Być może podstawowym źródłem zgrzytów okaże się całkowita bezkrytyczność co do projektu niemożliwego do zrealizowania w stu procentach. Nasuwa się całe mnóstwo zagadnień, których autorzy nie uwzględniają (przynajmniej – nie w tekście) i wiele tematów, z którymi mocno przesadzają. Pomijając wszystko inne – przeniesienie się do PRL-u nie może wiązać się z piciem oryginalnej trzydziestoletniej kawy – przecież w 1981 roku nie piło się kawy, która miała trzydzieści lat. Z takich pozornie nieistotnych drobiazgów składa się ta budząca wątpliwości warstwa tomu – jego geneza. Całość napisana jest natomiast sympatycznie i może budzić zainteresowanie – ale nie jako próba poszukiwania prawdy o systemie, który wciąż budzi żywe emocje, a jako swoista egzotyka.
Autorzy zdają sobie sprawę z faktu, że czasy PRL-u każdy pamięta inaczej – i w związku z tym ich doświadczeń nie da się uogólnić. Trzeba o tym podczas lektury pamiętać. A jest to oryginalne podejście do tematu wspomnień z PRL.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz