Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.
Dialog pań
„Wieczór panieński” to lektura idealna wprost dla tych czytelniczek, które uwielbiają babskie plotki i opowieści o prawdziwych przyjaciółkach. Od początku brzmi niemal jak chicklit, tyle że bohaterki wiekowo w ten akurat gatunek się nie wpisują (chociaż uparcie tytułują siebie „Dziewczynkami”, mają już dorosłe dzieci). Szybko też okazuje się, że Izabeli Pietrzyk zależy bardziej na piętrzeniu anegdot niż budowaniu faktycznej akcji – owszem, po setnej stronie postacie kończą pierwsze posiedzenie i zmieniają przestrzeń, ale na akcję przyjdzie jeszcze trochę poczekać. Autorka woli umieszczać istotne i nieistotne opowieści w dialogach bohaterek, zatracając się bez reszty w ich słowach, Nie musi dzięki temu zwracać uwagi na otoczenie – a odbiorczynie chce kupić specyficznym, bo mocno kąśliwym poczuciem humoru pań, które, chociaż skoczyłyby za sobą w ogień, wykorzystują każdą okazję do złośliwych docinków czy wypominania gaf.
W „Wieczorze panieńskim”, a dokładniej w powieściowej codzienności, dzieje się niezbyt wiele, a to, co się dzieje, przypada bardziej na drugą połowę tomu. Pietrzyk wybrała taki sposób oswajania odbiorczyń z wyrazistymi bohaterkami, a świadoma faktu, że buduje charaktery zamaszyście i nie do końca prawdopodobnie (przez wysokie stężenie ironii), próbuje oszczędzić sobie zawiłych tłumaczeń. Kiedy bohaterki we własnym gronie udowodnią, do czego są zdolne, łatwiej będzie zrozumieć ich motywacje, gdy panie wyruszą na szlak wyznaczany przez śluby. W tym sfeminizowanym gronie mężczyzn pojawia się niewielu i pełnią raczej marginalne role, nie trzeba się zatem obawiać widma idealnego faceta. Bo w ujęciu Izabeli Pietrzyk ideałów nie ma – a nawet gdyby były, i tak nie wytrzymałyby konfrontacji z gromadą roztrajkotanych kobiet.
Dominuje w tej książce przesycanie dialogów dalszoplanowymi historyjkami. Przyjaciółki bez przerwy wpadają na trop skojarzeń związanych z ich znajomymi (lub z nimi samymi) i każdą anegdotą chętnie się dzielą – stopień ich stężenia w niewielkim obszarze czasu każde podejrzewać, że nigdy wcześniej (to jest przed momentem rozpoczęcia powieści) ze sobą nie rozmawiały. Czasem pojawiają się włączane do tekstu obiegowe dowcipy (nie zawsze opowiedziane w mistrzowski sposób, ale to normalne ryzyko przy wykorzystywaniu kawałów, które większość odbiorczyń zna), czasem cytaty w oprawie „bajek” autorki (przedstawienie przygotowywane z utworów Brzechwy). Do tego dochodzi jeszcze forum, na którym przyjaciółki skrzętnie wymieniają opinie i zwierzają się zbiorowo z własnych przeżyć. Wszystko to służy przepływowi informacji, ale informacji przede wszystkim plotkarskich, nastawionych na dostarczanie rozrywki i zaspokajanie ciekawości. Jeśli czytelniczki poczują się dobrze w tym rozgadanym babskim świecie, pochłoną książkę z przyjemnością. Jeśli jednak zirytuje je drobiazgowość autorki w dzieleniu się anegdotami pozbawionymi wpływu na akcję, prawdopodobnie zrezygnują jeszcze przed upływem pierwszego powieściowego spotkania.
Zwłaszcza że Izabela Pietrzyk ryzyko podejmuje na całej linii. Nie tylko rezygnuje z tradycyjnej osi fabularnej, ale do tego jeszcze lubuje się w grach językowych i stylistycznych popisach. Indywidualizuje niby język bohaterek (przez przypisywanie niektórym charakterystycznych powiedzeń), jednak w efekcie i tak powstaje z tego potok słów o charakterystycznym, zwracającym uwagę rytmie. Śledzenie żywiołowych rozmów przypomina próby uporządkowania chaosu – tyle że Pietrzyk raczej nie gubi się w wyznaniach (czasem tylko odrobinę traci na wiarygodności, gdy w obrębie jednego zdania sugeruje bohaterce kontrastujące ze sobą emocje).
Jest „Wieczór panieński” lekturą babską, do tego dla wytrwałych i zdolnych zanurzyć się w żywiołowy nurt prozy czytelniczek. To tak naprawdę jeden długi dialog o tym, jak ułożyć sobie życie po czterdziestce i z udziałem przychylnego losu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz