Muza SA, Warszawa 2012.
Baśń z seksem w tle
Nie dziwię się, że Fabio Volo reklamowany jest jako ulubiony pisarz włoskich trzydziestolatków – w jego prozie idealizowana baśń o jedynym możliwym zakończeniu wzbogacana jest o szczegóły z intymnego pożycia swoich bohaterów. Wyolbrzymia to, co przeżywają czytelnicy, tyle że w pewnym momencie wykorzystuje też szczęśliwe zbiegi okoliczności czy połączenie dążeń przeznaczonych sobie ludzi. Całość jest przez to mocno cukierkowa (w stylu Disneya i kina familijnego, tyle że ze scenami seksu, subtelnie przedstawianymi wprawdzie, lecz często powracającymi). Volo tworzywem „Jeszcze jednego dnia” czyni marzenie, pokazuje scenariusz niezbyt możliwy do osiągnięcia w życiu, za to ciągle obecny w rojeniach zwłaszcza młodszych czytelników. Do tego zdejmuje z bohaterów konieczność odpowiedzialnego zachowywania się w każdej sytuacji. Bo postacie z powieści „Jeszcze jeden dzień” żyją chwilą i nie muszą myśleć o przyszłości. Celowo ustawiają swoje relacje tak, by nie przerażać siebie nawzajem jakąkolwiek powinnością, postawą roszczeniową czy konwencją. Więcej – umożliwiają sobie dobrą zabawę, romansu ulotnego nie płoszy absolutnie nic.
Zaczyna się tak banalnie, jak to tylko możliwe: Giacomo zauważa w tramwaju piękną kobietę. Nie ma na tyle śmiałości, by do niej zagadać, rozkoszuje się zatem drobnymi ukradkowymi spojrzeniami czy wąchaniem zgubionej przez nieznajomą rękawiczki. Wreszcie kobieta przejmuje stery, wyznacza bohaterowi spotkanie (i umożliwia podtrzymanie kontaktu), angażuje się w romans i sama ustala zasady, które pozwalają na zachowanie odrębności przy jednoczesnym czerpaniu maksymalnej korzyści ze związku. Jednym słowem powołuje Volo do życia kobietę-ideał, kobietę, która zawsze jest wyrozumiała, cierpliwa, nie ma gorszych dni ani złego nastroju, odgaduje wszelkie męskie fantazje i bez zahamowań je realizuje, a przy tym nie chce, by ukochany musiał z czegoś przy niej rezygnować. Nigdy nie robi mu wyrzutów, akceptuje sytuacje, w których przegrywa z jego rodziną, w niczym nie przesadza (no, może poza uwielbieniem dla tego, któremu pozwoliła się zdobyć). Myśli jak typowy facet i oddziela pożądanie od planów na życie. Czyli – Volo nie proponuje odbiorcom realnej postaci, a papierowe ucieleśnienie fantazji mężczyzn. Sprawia przez to autor wrażenie, jakby chciał zaproponować odpowiednik harlequina dla facetów. Broni się szczegółowością opisów – z lubością odsuwa w czasie spotkania, odwleka moment spełnienia, proponuje romantyczne w założeniu prezentacje uczuć i myśli bohaterów. Jeśli w konstrukcji kobiety-anioła wybiera męski punkt widzenia, o tyle w samej narracji robi się do złudzenia kobiecy: przenika tę opowieść idealizm pozbawiony niemal odniesień do rzeczywistości, pewna poetyckość towarzyszy nazywaniu emocji. Proces poznawania się bohaterów, już po zawarciu znajomości, odbywa się natomiast w przyspieszonym tempie, w dialogach, które mogłyby być modelowymi wymiarami opinii zakochanych, gdyby tylko ci byli zainteresowani uzyskiwaniem konkretnych informacji. Ale Volo opowiada w końcu historię, o której wielu odbiorców śnić będzie bez nadziei na realizację marzeń. Nie musi troszczyć się o realizm ani szukać dla siebie usprawiedliwień – albo czytelnicy przyjmą jego baśniową historię bez względu na brak w niej prawdopodobieństwa i odniesień do codzienności, albo w całości tekst odrzucą, nie ma właściwie pośredniego wyjścia. Romantycy i idealiści pewnie przyklasną pomysłowi na przeniesienie do fabuły marzeń, w końcu pisarzowi wolno.
Świetna recenzja, właśnie czytam ,,Jeszcze jeden dzień" i mam bardzo podobną opinie. Dodatkowo bardzo irytują mnie dialogi w tej książce. Są nudne, wymuszone i banalne
OdpowiedzUsuń