Inauguracja szóstego sezonu Chorzowskiego Teatru Ogrodowego
Nienachalne przebywanie na scenie
Gdyby nie Andrzej Poniedzielski, niewielu miłośników satyry wierzyłoby, że jest dzisiaj możliwe rozśmieszanie bez ludycznych gagów, głośnych jingli czy prymitywnych a krzykliwych kabaretowych scenek. Poniedzielski dystansuje się od medialnych (i coraz rzadziej zabawnych) kabaretów i programów rozrywkowych tworzonych pod publiczkę, dystansuje się od nośnych tematów, ba, nawet od samego siebie się dystansuje, sięgając po autoironię. Ubrany na czarno, wpatrzony w podłogę, melancholijnie zamyślony jest w stanie za sprawą niepowtarzalnych i błyskotliwych skojarzeń bawić do łez, czego dowiódł podczas recitalu inaugurującego szósty sezon Chorzowskiego Teatru Ogrodowego. Podczas dwugodzinnego spotkania dał popis inteligentnego humoru, a i improwizacyjnego talentu, a odbiorcy mieli okazję podziwiać potęgę skojarzeń artysty w trzyczęściowym recitalu. Obok zapowiadanego „Jednocześnie” pojawiły się bowiem jednocześnie fragmenty z monodramowego „Chyba już można…”, a także namiastka spotkania autorskiego z pytaniami od publiczności. Inauguracja połączona została z promocją wydawnictw Andrzeja Poniedzielskiego, książek „Jednocześnie” oraz „Szumi czas”, a sporą część zapowiadanego recitalu tworzyły autotematyczne (i autosatyryczne) zwierzenia. Poniedzielski znakomicie wykorzystał marketingowe zagrania, by ośmieszyć ich mechanizmy, a przy tym z przymrużeniem oka zareklamować swoje poetyckie zbiorki (które, tak naprawdę, reklamy nie powinny potrzebować). Satyrycznym tworzywem okazało się za to zjawisko aktualne i społeczne, a przecież uniwersalnego humoru barda nie da się zaklasyfikować jako żartu zaangażowanego. Postawa poety zmuszonego do przekonywania, że warto nabyć jego dzieło, stała się punktem wyjścia do całej serii śmiechotwórczych spostrzeżeń, które, rzecz jasna, wygłaszał artysta, jakby lekko nimi zdziwiony, a już na pewno daleki od chęci podporządkowania się wymogom rynku. Zresztą w jego nienachalnym przebywaniu na scenie (określenie to pada w recitalu) nie byłoby miejsca na agresywną autopromocję, festiwal ironicznych zdziwień sprawdził się za to świetnie. Poza motywami autotematycznymi znalazło się w spotkaniu miejsce na refleksję nad upływającym czasem (pokolenie kiwi), czy opowieści zakorzenione w Kielecczyźnie.
Recital „Jednocześnie” to również piosenki Andrzeja Poniedzielskiego, choć może śpiewane przez autora wiersze takie określenie zbytnio spłyca. Pełne filozoficznych refleksji i lekko nostalgiczne, a przy tym i dowcipne, zwracały uwagę celnymi puentami i skrzyły się sformułowaniami, których można twórcy jedynie pozazdrościć. W nich Andrzej Poniedzielski mistrzowsko stosuje skrót, nie zapominając o humorze, proponując odbiorcom piosenki-uśmiechy, liryczne drobiazgi i opowieści o przemijaniu, lekkie i nieprzygnębiające. Tworzy piosenki z tekstem: głębokie, o wyraźnie zaznaczanej hierarchii wartości i nieprzypadkowym doborze fraz. Na przykładach piosenek, które wybrzmiały podczas wieczoru inauguracyjnego w Sztygarce, można pokazywać powrót do eleganckiej, wysmakowanej, kabaretowo-poetyckiej twórczości. Na ten powrót zdobędą się nieliczni. W recitalu „Jednocześnie” akompaniował Andrzej Pawlukiewicz, w trakcie monologów dyskretnie usuwający się w cień.
Andrzej Poniedzielski na scenie imponuje stoickim spokojem kontrastującym z kaskadami żartów w monologach. Nie musi podążać za estradowymi modami, ani stosować tanich sztuczek, by przypodobać się odbiorcom. Zachowuje się jak (według określenia Artura Andrusa) Logo Listopada: jest to jednak najweselsze Logo Listopada, jakie można sobie wyobrazić.
tekst opublikowany w "Sztajgerowym Cajtungu", gazetce festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz