wtorek, 12 czerwca 2012

Christopher Buckley: Sądne konkury

Noir sur Blanc, Warszawa 2012.

Walka o władzę

„Sądne konkury” to książka całkiem trafnie określana jako powieść satyryczna. Jest w niej bowiem i inteligentna drapieżność, i próba wniknięcia w rozbudzające społeczną wyobraźnię, a pilnie strzeżone rejony, jest wreszcie komizmotwórczy potencjał, który nie wywoła prostego rechotu, raczej lekką zadumę nad kondycją człowieka. Jednocześnie „Sądne konkury” to cały rejestr grzechów popełnianych w czterech płaszczyznach: w świecie władzy, sądów, w świecie mediów oraz w życiu prywatnym przez bohaterów o moralności nadwątlonej działaniami na świeczniku. Christopher Buckley teoretycznie ułatwia sobie zadanie, mieszając ze sobą przedstawicieli różnych środowisk – ale nie wyzwala śmiechu prostym prawem kontrastu, niedopasowanie ról do dotychczasowych doświadczeń bohaterów okazuje się zaledwie punktem wyjścia do kształtowania całego szeregu skomplikowanych interpersonalnych relacji. Mamy tu więc do czynienia z satyrą prześmiewczą, ale i ogromnie inteligentną, wolną od schlebiania masowym gustom i kopiowania mdłych dowcipów. Z czasem też klarują się obozy dobra i zła, a wymowa historii zostaje złagodzona przyjemnym humorem podczas gdy w tle toczy się ostra i bezwzględna walka. W tej wielowymiarowości nawet na płaszczyźnie śmiechu jest Buckley autorem niezwykle interesującym. Nie tylko radzi sobie z wyrazistymi charakterami: gra wieloma odcieniami sporów o władzę i ukazuje swoje postacie z różnych perspektyw. Satyryczne spojrzenie nie zawęża mu horyzontów twórczych, a i nie spłyca fabuły.

Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy trzeba wybrać nowego sędziego do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Kandydat na to miejsce musi zyskać aprobatę przewodniczącego Senackiej Komisji Sprawiedliwości – który to przewodniczący bez problemu potrafi pozbyć się konkurentów. Nie będzie mógł jednak zakwestionować decyzji samego prezydenta, Donalda P. Vanderdampa. Ten z całą niefrasobliwością, na jaką pozwolić sobie mogą tylko pełniący najważniejsze stanowiska, wybiera własne, dość oryginalne rozwiązanie. Wydawać by się mogło, że odrzucenie kontrowersyjnej decyzji jest tylko kwestią czasu – a jednak mimo skandalu zaproponowana przez prezydenta postać wypada w nowej dla siebie roli nie najgorzej.

Opowieść rozgrywa się w sejmowych i sądowych kuluarach, trafia też za kulisy głośnych telewizyjnych programów – Buckley odnosi się zatem do spraw, które zawsze rozpalają opinię publiczną i ciekawość odbiorców. Wykorzystuje absurd (jakby był uważnym uczniem Hellera) i chociaż wyostrza sytuacje i sceny, nie daje się przyłapać na przesadzie. Jego bohaterowie popełniają zwyczajne ludzkie błędy, pomaga im w działaniu przypadek, ale zawsze pozostający w granicach prawdopodobieństwa. Karykatura środowisk i urzędów nie razi nadmiernym wyolbrzymianiem. Całość tonuje jeszcze obecność zrozumiałych także w ekstremalnych sytuacjach emocji – zrozumiałe dla czytelników będą reakcje postaci, a to nada fabule znamion normalności mimo wszystko.

Christopher Buckley częstuje odbiorców przypuszczeniami, co by było, gdyby. Pozwala sobie przy tym na częściowo bajkowe rozwiązania, które traktuje jak kotwicę w wymykającym się zwykłemu odbiorcy świecie bezwzględnej walki o władzę oraz o stanowiska. Sięga po tematy uniwersalne i na ich podstawie tworzy całą intrygę: do żądzy władzy i chęci wzbogacenia się dochodzą tu jeszcze gwałtowne namiętności, zauroczenia i rozstania, ale też współczucie czy bezinteresowna pomoc – elementy, na które nie ma miejsca w wyobrażeniach o bezwzględnych politykach i przywódcach. Jest to powieść, która przynosi interesujące spojrzenie na stereotypy dotyczące rządzących.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz